A jednak Jan Paweł II wiedział, że na amerykańskim duchownym, którego mianował kardynałem, ciążyły poważne zarzuty obyczajowe. Tak wynika z raportu w sprawie kard. Theodore′a McCarricka, podanego we wtorek 10 listopada do wiadomości publicznej przez watykański Sekretariat Stanu.
To wydarzenie wielkiej wagi nie tylko w Kościele rzymskokatolickim, lecz także dla niekatolików zainteresowanych sprawami tej największej światowej konfesji i mechanizmami rządzącymi tym Kościołem. Z oczywistych powodów wątek sumienia i moralnej uczciwości św. Jana Pawła II musi budzić szczególne zainteresowanie w ojczyźnie Karola Wojtyły. Tym razem Polacy powinni zmierzyć się z prawdą, która bulwersuje, bo obala wersję o „dobrym carze i złych bojarach”.
Czytaj też: Pedofilia w Kościele. Ofiary i państwo, które nie pomaga
Zielone światło dla McCarricka
Raport o sprawie McCarricka to wynik ogromnej pracy śledczej, obejmującej rozmowy z wieloma hierarchami, analizę dokumentów, w tym wewnętrznej korespondencji między instancjami kościelnymi, oraz świadectw skrzywdzonych. Dossier liczy ponad 400 stron i 1500 przypisów. To tak bogaty materiał, że w gorącej reakcji nie sposób odnieść się do wszystkich wątków i detali, składających się na tę opowieść o wzlocie i upadku jednej z najbardziej wpływowych osobistości we współczesnym Kościele amerykańskim i powszechnym.
Pisząc ten komentarz, opieram się na dwóch solidnych źródłach: tekście Andrei Torniellego ogłoszonym na półoficjalnym portalu watykańskim „Vatican News” i na opracowaniu Christofera Lamba w angielskim renomowanym tygodniku katolickim „The Tablet”.