Według danych włoskiego ministerstwa zdrowia co roku na grypę szczepi się tam ok. 18 proc. populacji. To odsetek może nie najwyższy w całej Unii Europejskiej, ale i tak kilkukrotnie wyższy niż np. w Polsce, gdzie szczepi się tylko 4 proc. społeczeństwa. W dodatku świadomość konieczności ochrony przed tym wirusem wzrasta na Półwyspie Apenińskim wraz z wiekiem. Osoby starsze, dla których grypa i jej powikłania są najbardziej niebezpieczne, szczepią się tam znacznie częściej. Zgodnie z resortowymi danymi kontrolowaną dawkę wirusa w postaci szczepionki przyjęło w 2019 r. aż 54,6 proc. osób powyżej 65. roku życia. Tak było jednak rok temu. I te dane to już niestety co najwyżej obraz zamierzchłej przeszłości.
Włochy nie mają dość szczepionek na grypę
W tej chwili sytuacja profilaktyki przeciwgrypowej wygląda we Włoszech co najmniej niepokojąco, nie brak wręcz głosów, że kraj staje na progu kolejnej katastrofy zdrowia publicznego. Dotąd Włosi nie mieli większych problemów z zapisaniem się na zastrzyk. W ramach publicznego programu szczepień darmowe dawki otrzymać mogli wszyscy obywatele w grupie wiekowej 65+, kobiety w ciąży oraz osoby cierpiące na szereg chorób przewlekłych, w sposób szczególny osłabiających ich układ odpornościowy. Każdy, kto do żadnej z wyżej wymienionych grup nie należy, mógł zaszczepić się z własnej inicjatywy. Wystarczyło poprosić lekarza – publicznego lub prywatnego – o receptę, kupić kosztującą mniej więcej 25 euro dawkę w aptece i udać się na zastrzyk. Nic prostszego.
Teraz o samodzielnym nabyciu szczepionki, nawet w największych i najlepiej zaopatrzonych ośrodkach miejskich, można co najwyżej pomarzyć. Deficyt dawek jest tak duży, że w wielu regionach brakuje ich nawet dla grup podwyższonego ryzyka.