„Polityka”. Pilnujemy władzy, służymy czytelnikom.

Prenumerata roczna taniej o 20%

OK, pokaż ofertę
Świat

Właśnie zobaczyliśmy, jak mogą wyglądać następne wojny

Azerbejdżan zajął miasto Szusza. Na zdjęciu azerski posterunek Azerbejdżan zajął miasto Szusza. Na zdjęciu azerski posterunek Stanislav Krasilnikov/TASS / Forum
Azerskie zwycięstwo nad armeńskimi siłami w Górskim Karabachu może być „małą wojną, która wstrząśnie światem”. Konflikt obnażył luki w systemach obronnych i wady tradycyjnego uzbrojenia.

To była sześciotygodniowa wojna o niskiej intensywności – analizy jej przebiegu już trwają dłużej niż ona sama. Konflikt na Zakaukaziu pozwolił bowiem zajrzeć przez dziurkę od klucza na pole walki przyszłości, bo strony używały sporo nowoczesnego uzbrojenia i nowatorskich metod. Nawet jeśli była to mikrowojna, to sygnalizuje i potwierdza trendy, które będą przesądzać o skuteczności działań zbrojnych w najbliższych dekadach.

Dowodzą tego mnożące się ostatnio raporty analizujące rozmaite aspekty azersko-ormiańskiego starcia. W Europie szczególną uwagę poświęca mu instytut RUSI, eksperckie zaplecze ministerstwa obrony Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy mieli kilka powodów, by przyglądać się tej małej wojnie: był tam w użyciu nowoczesny sprzęt rosyjskiej produkcji, który mierzył się z systemami ze świata zachodniego – z Turcji i Izraela, a takie potyczki zawsze przynoszą interesujące wnioski. Poza tym na dużą skalę zastosowano bezzałogowce rozpoznawczo-uderzeniowe, których rola okazała się kluczowa w pewnych fazach konfliktu.

W Londynie trwa ponadto analiza przyszłych inwestycji obronnych. Zdaniem RUSI zakaukaski „poligon” będzie doskonałą okazją do weryfikacji założeń modernizacji, zwłaszcza sił lądowych. Amerykanie, Francuzi, Niemcy, Rosjanie, Chińczycy – wszyscy, którzy mają świadomość nadchodzącej rewolucji w technologii wojskowej, studiują azersko-armeński pojedynek i dochodzą do podobnych wniosków.

Czytaj też: Turecko-ormiańskie pogranicze. Do pojednania daleko

Drony przeciw czołgom

Obrazkiem, który najlepiej zapamiętamy, również dlatego, że azerscy specjaliści od wojny propagandowej chcieli, żebyśmy go zapamiętali, będą uderzenia precyzyjnych pocisków w czołgi i inne pojazdy opancerzone, filmowane z bezzałogowców i, co ważne, wykonywane przez bezzałogowce. Wybuchające wozy zawsze robią wrażenie i są doskonałą bronią w walce informacyjnej. Jeszcze w trakcie działań zbrojnych publikowano artykuły o końcu czołgu jako broni, klęsce pancerza w starciu z dronami, nieaktualnego pojmowania wojny lądowej. Istotnie: straty w siłach pancernych, zwłaszcza po stronie armeńskiej, były znaczne.

Zdaniem Jacka Watlinga z RUSI Azerbejdżan zdołał bezzałogowcami zniszczyć lub uszkodzić ok. 80 czołgów Armenii, podczas gdy pancerne straty Azerów miały być czterokrotnie mniejsze i poniesione wskutek walk w bliższym kontakcie, głównie od pocisków przeciwpancernych. Znajomość i przygotowanie terenu sprzyjało armeńskim obrońcom, gdy dochodziło do walki kontaktowej. Siły Azerbejdżanu uderzały głównie z dystansu, na tyły, wykorzystując brak możliwości powstrzymania ich ataku.

Ale Watling czołgów nie skreśla. „Zasady się nie zmieniły, w walce lądowej zawsze chodzi o wyparcie przeciwnika z jakiegoś terenu. Nie ma wielu lepszych sposobów wsparcia piechoty niż użycie czołgów” – mówi dla amerykańskiego ośrodka naukowego Modern War Institute przy akademii wojskowej West Point. „Jest oczywiście pytanie, jak prowadzić manewr do walki kontaktowej i ochronić zajęte pozycje przed atakami z dystansu”. W kontekście pojedynku dronów z czołgami wniosek jest oczywisty: „Obrona przeciwlotnicza nie może być środkiem zarezerwowanym dla wyższego stopnia dowodzenia, który gdzieś tam się stawia i chroni jakiś tam obszar. Absolutnie niezbędna jest integracja warstwowej obrony powietrznej na poziomie całego ugrupowania manewrowego”.

Rozpowszechnienie bezzałogowców wymaga obrony, ale nie musi to być obrona kinetyczna, polegająca na zestrzeliwaniu dronów przeciwnika. Można np. zakłócić ich systemy kierowania i łączności przy użyciu systemów walki radioelektronicznej. I to była pięta achillesowa Armenii – Rosja przysłała jej co prawda swój bardzo nowoczesny system Krasucha-4, ale pozwoliła na jego użycie tylko na terytorium Armenii właściwej, a nie na spornych obszarach Górskiego Karabachu. Nie ma też wątpliwości, że czołg, który nie potrafi obronić się przed spadającym niewielkim pociskiem, będzie niedługo zbyt łatwym celem na polu walki. Systemy aktywnej obrony muszą stać się niezbędnym wyposażeniem tak cennych i drogich pojazdów jak czołgi albo im towarzyszyć w każdym plutonie, np. umieszczone na bezzałogowych pojazdach.

Czytaj też: Turcja pokazuje pazury. Kto ucierpi, kto skorzysta?

Gdzie były samoloty?

Największym przegranym wcale nie są czołgi – jest nim lotnictwo takie, jakie najlepiej znamy, załogowe, taktyczne, w świecie poradzieckim zwane frontowym. Zdaniem brytyjskich analityków jego rola została niemal unieważniona przez bezzałogowce, operujące w takim samym promieniu, ale w dużo większej liczbie, przy większej swobodzie manewru wynikającej z obniżonego poziomu wykrywalności i braku wystarczających środków ich zwalczania.

Samolot bojowy czy śmigłowiec uderzeniowy to relatywnie duża „kupa metalu”, przemieszczająca się z całkiem dużą prędkością, głośna i wydzielająca duże ilości ciepła, jest więc stosunkowo łatwy do wykrycia nawet przez starszej generacji radary. Bezzałogowiec jest znacznie mniejszy i cichszy, zbudowany w dużym stopniu z plastiku, w dodatku lata z reguły poniżej zasięgu radarów zestawów rakietowych obrony powietrznej. Dlatego „nalot” bezzałogowców może obezwładnić system obrony powietrznej – nie tylko wtargną niewykryte, ale namierzą i zniszczą wyrzutnie przeciwlotnicze.

Mogą przy tym wykonywać misje „seek and destroy” przez dłuższy czas niż paliwożerne myśliwce wielozadaniowe. Rzecz jasna bezzałogowce nie mają porównywalnego z odrzutowymi myśliwcami udźwigu amunicji ani szybkości, ale jak widać, w pewnych scenariuszach te przewagi nie są aż tak istotne. W doktrynach zachodnich dominacja w powietrzu była kluczowa w czasie zimnej wojny, a późniejsze konflikty na Bliskim Wschodzie opierały się na stale obecnym wsparciu lotnictwa.

Tymczasem wojna na Zakaukaziu nie zaczynała się od tradycyjnej walki o przewagę w powietrzu, gdyż Azerbejdżan uznał, że Armenia i tak nie powstrzyma jego wolno i nisko lecących dronów. Bezzałogowce zadawały przeciwnikowi wystarczające straty, nie dawały się łatwo zestrzeliwać, a przy okazji namierzały cele dla artylerii dalekiego zasięgu i rakiet ziemia-ziemia.

Czytaj też: NATO, sojusz obrony demokracji? Raport niewygodny dla PiS

Demokratyzacja precyzji

Połączenie precyzji rozpoznania z szybkością i celnością uderzeń artyleryjskich jest kluczem do rozbicia przeciwnika. Ogromną lekcją był dla Zachodu Donbas, który pokazał, jak zabójczy może być rosyjski „kompleks rozpoznawczo-uderzeniowy” oparty na bezzałogowcach i artylerii rakietowej. Koniec końców również siła ognia zdecydowała o losie Górskiego Karabachu.

Kluczowo ważny atak na most na trasie łączącej miasto Szusza z właściwą Armenią został przeprowadzony z użyciem izraelskiego pocisku balistycznego LORA. Cechuje się on bardzo wysoką precyzją, według producenta promień błędu to zaledwie 10 m (do korekty w końcowej fazie lotu pocisk używa kamery). Umożliwia on punktowe trafianie szczególnie ważnych celów z odległości 400 km głowicą bojową o masie ponad pół tony. Most runął, do Szuszy nie docierało zaopatrzenie i posiłki, miasto upadło, Azerbejdżan je zajął. W odpowiedzi Armenia odpaliła swoje rakiety starszej generacji – rosyjskie Toczki i SCUD-y, ale skutki ich użycia obróciły się przeciwko Ormianom – niecelne pociski uderzały w cywilne osiedla, dając Azerbejdżanowi paliwo do oskarżeń o zbrodnie wojenne.

Użycie pocisków balistycznych w lokalnym konflikcie niezbyt bogatych i wojskowo niezbyt znaczących krajów to również jeden z trendów, na który zwracają uwagę analitycy. Pociski balistyczne starszej generacji odpalano w wojnie domowej w Jemenie, również przeciwko Arabii Saudyjskiej, czy przez Iran przeciw bazom USA w Iraku. Wojna na Zakaukaziu pokazała coś ważniejszego – że wysokiej klasy technologia jest właściwie dostępna dla każdego. Precyzyjne uzbrojenie przestało być domeną najbardziej zaawansowanych technicznie krajów, a połączone z siłą rażenia pocisku balistycznego daje poważne argumenty nawet w lokalnych sporach.

Jack Watling zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt nowoczesnych subbalistycznych systemów rakietowych. O ile klasyczne pociski poruszają się po stromej i wysokiej trajektorii, wychodząc ponad atmosferę, o tyle współczesne pociski takie jak LORA latają niżej i są w stanie manewrować. Obrona antyrakietowa nastawiona jest na strącanie głowic ponad atmosferą, więc nie jest w stanie ich namierzyć ani zestrzelić, z kolei dla pocisków przeciwlotniczych są zbyt szybkie i lecą za wysoko. Armenia miała rosyjskie systemy antyrakietowe starszej generacji, ale nawet te, które przetrwały nalot dronów, mogły okazać się bezradne wobec izraelskiej rakiety.

Były dowódca wojsk USA w Europie: Rosja jest groźna

Oczy i uszy ważniejsze od żelaza

Głównym wnioskiem z analiz RUSI jest to, że dla uzyskania przewagi kluczowa będzie nie liczba czołgów, bojowych wozów piechoty czy artylerii, a liczba śledzących je i namierzających sensorów. Rywalizacja od dłuższego czasu przesuwa się z poziomu butów i gąsienic na ziemi na poziom pikseli na ekranie, dziś jednak da się w praktyce zademonstrować, iż dotknięcie ekranu w określonym punkcie naprawdę oznacza zniszczenie albo uszkodzenie pojazdu przeciwnika. Warunkiem i sposobem uzyskania przewagi na lądzie będzie więc degradacja środków rozpoznawczych przeciwnika przy jednoczesnym nasyceniu pola walki własnymi sensorami. Pozwoli to na osiągnięcie panowania informacyjnego, a to z kolei umożliwi priorytetyzację zadań dla środków rażenia.

Zajmujący pozycję ogniową czołg musi być ostrzelany natychmiast, ale polowy warsztat może poczekać. Siły własne, widząc i wiedząc więcej od przeciwnika, są w stanie działać z mniejszymi stratami i łatwiej osiągać zamierzone cele. Permanentna obserwacja połączona ze zdolnością rażenia zwiększa zagrożenie i wymusi zmiany doktryn walki.

Jak mówi Jack Watling z RUSI, „w dzisiejszych czasach należy przyjąć, że zawsze ktoś lub coś będzie nas obserwować, dlatego należy inaczej podejść do maskowania, ukrywania, zachowania ciszy radiowej”. Namierzenia nie da się jednak całkiem uniknąć, bo choćby żeby namierzyć bezzałogowce przeciwnika, trzeba samemu włączyć radar, a więc pozwolić na wykrycie go środkami zwiadu elektronicznego. Chodzi jednak o to, by zyski z włączenia radaru przewyższały koszty, by namierzyć i porazić możliwie dużo ważnych celów, unikając znacznych strat. Organizując ugrupowanie, trzeba pamiętać o wabikach i pułapkach, które pozwolą zmylić przeciwnika i ocalić prawdziwe zasoby.

Czytaj też: Awaria rosyjskiej wunderwaffe. Cudowna broń nie taka cudowna?

Jakie wnioski dla Polski?

Realia starcia sąsiadów z południowego Kaukazu nie przekładają się bezpośrednio na warunki potencjalnej wojny, do której musi się przygotowywać Polska i NATO – z Rosją, w północno-wschodniej Europie. Jednak konflikt ten przynosi lekcje, z których może i powinien skorzystać kraj o mniejszym potencjale, jeśli chciałby odstraszyć, a gdy do użycia siły dojdzie, to zadać dotkliwe ciosy przeciwnikowi o większym potencjale.

Które wnioski są dla nas najważniejsze? Na pewno to, że choć same bezzałogowce nie wygrały tej wojny dla Azerbejdżanu, to umożliwiły niemal bezkarne uderzenia na tyły wojsk Armenii przez cały czas kampanii. Dały też panowanie informacyjne przez nasycenie pola walki sensorami. W polsko-rosyjskich warunkach drony nie unieważnią lotnictwa bojowego, ale mogłyby być jego znaczącym wsparciem, np. w operacjach saturacyjnych, polegających na zasypaniu obrony powietrznej przeciwnika zbyt dużą liczbą celów na raz.

Również zobrazowanie pola walki, przy silnej rosyjskiej obronie powietrznej, powinien uzupełniać zwiad satelitarny. Amunicja krążąca, która po raz kolejny udowodniła swoją skuteczność, powinna być po prostu jednym ze środków wsparcia ogniowego piechoty, jak moździerze czy pociski przeciwpancerne. Rosjanie mają rozbudowane zdolności walki radioelektronicznej i nie wahają się zakłócać sygnału GPS nawet w czasie wielkich ćwiczeń NATO, a co dopiero w czasie wojny. Trzeba mieć więc systemy działające niezależnie od GPS, posiadające znaczny stopień autonomii i odporności na zakłócenia.

Dla zrównoważenia potencjału Rosji niezbędne są wielkie inwestycje w zaniedbanych polskich wojskach radioelektronicznych, których modernizacja powinna być jednym z priorytetów. Wyposażanie jednostek niższego szczebla w systemy obrony powietrznej bliskiego zasięgu na szczęście ma miejsce, uwagę trzeba skupić na systemach antydronowych: tak artyleryjskich, jak laserowych. Multispektralny (utrudniający zauważenie i obniżający sygnaturę termiczną) kamuflaż powinien być obowiązkowym uzupełnieniem pojazdów sprzętu, a z czasem musi pokryć umundurowanie.

Czołgi pozbawione systemów aktywnej obrony są dziś zbyt łatwym celem, a na ich modernizację wydaliśmy przecież grube miliardy. Może więc trzeba wydać jeszcze kilka, żeby przeżyły atak drona? Po stronie ofensywnej jest jasne, że zasięg i precyzja uderzenia to przewagi, w które warto inwestować – i to na niewielką skalę ma już miejsce. Co istotne, z wyjątkiem najbardziej zaawansowanych bezzałogowców, satelitów, rakiet i aktywnej obrony czołgów większość powyższej „listy życzeń” jesteśmy w stanie produkować w Polsce.

Czytaj też: Rosja testuje przygotowanie do wojny

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

Rynek

Życie usłane Lotosem. Sprawdzamy, ile ludzie bliscy Obajtkowi zarabiają w norweskiej spółce Orlenu

Dochody uzyskiwane i opodatkowane w Norwegii stanowią w tym kraju informację publiczną. Zapytaliśmy więc tamtejszy urząd podatkowy o zarobki w orlenowskiej spółce.

Anna Dąbrowska, Mieszko Czarnecki
05.06.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną