Brytyjskie media piszą o „spotkaniu ostatniej szansy” dla uratowania umowy handlowej między Brukselą a Londynem. Negocjacje trwają od marca, kiedy Zjednoczone Królestwo oficjalnie przestało należeć do Unii Europejskiej. Miesiąc wcześniej rozpoczął się okres przejściowy, dzięki któremu Brytyjczycy wciąż mogą korzystać z dobrodziejstw członkostwa, m.in. z dostępu do wspólnego rynku, jednocześnie wciąż dokładając się do kasy UE. Okres przejściowy zakończy się 31 grudnia i jeżeli umowy nie uda się wynegocjować, obie strony będą ze sobą handlować na zasadach ogólnych, co oznacza wysokie cła i kolejki na granicach.
Od początku negocjacji było wiadomo, że niełatwo będzie osiągnąć porozumienie. Wynegocjowanie umowy handlowej przez UE trwa zazwyczaj przynajmniej kilka lat. Wypracowanie porozumienia z bliskim partnerem o silnej gospodarce i kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa jest trudniejsze niż dogadanie się z odleglejszym państwem. Wstępny tekst umowy jest już gotowy i według nieoficjalnych informacji liczy przeszło 600 stron (plus aneksy). W ciągu kilku miesięcy udało się zredukować obszary sporne do trzech: rybołówstwa, równych i uczciwych warunków konkurencji oraz rozwiązywania sporów. Właśnie o tych sprawach Boris Johnson będzie rozmawiał z Ursulą von der Leyen.
Czytaj też: Unia mówi „sprawdzam”. Co zrobi Johnson?
Jaskółka nadziei
Dzień wcześniej udało się wyeliminować jedną przeszkodę, która nie była bezpośrednio związana z umową handlową. Wielka Brytania zdecydowała się wycofać z kontrowersyjnych zapisów ustawy o rynku wewnętrznym (Internal Market Bill), które pozwalały jej łamać postanowienia umowy brexitowej dotyczące Irlandii Północnej.
Wątek granicy między Irlandią Północną a Republiką Irlandii był jedną z największych kwestii spornych w poprzedniej fazie negocjacji. Dlatego kiedy we wrześniu brytyjski rząd zaproponował prawo dające możliwość omijania tego porozumienia, Unia zagroziła zerwaniem rozmów. Projekt prawa krytykowany był również wewnątrz Partii Konserwatywnej – jego wycofania domagali się m.in. wszyscy żyjący byli premierzy z jej ramienia (Theresa May, David Cameron i John Major).
Był to warunek konieczny, żeby dyskusje mogły zakończyć się sukcesem. Jednak główny unijny negocjator Michel Barnier na spotkaniu z ministrami do spraw europejskich UE we wtorek studził emocje, mówiąc, że szanse na porozumienie są bardzo niewielkie, a Unia powinna się szykować na czarny scenariusz.
Czytaj też: USA ostrzegają Wielką Brytanię, UE grozi sądem
Ryby, konkurencja i rozwiązywanie sporów
Podczas kolacji ostatniej szansy Johnson i von der Leyen będą starali się osiągnąć porozumienie w trzech obszarach, w których negocjatorzy obu stron nie mogli znaleźć satysfakcjonującego rozwiązania. Pierwszy z nich to rybołówstwo. Ten niewielki sektor gospodarki ma ogromne znaczenie symboliczne zarówno dla Brytyjczyków, jak i dla państw zachodniego wybrzeża Unii, przede wszystkim Francji. Londyn domaga się znacznego zwiększenia dostępu do unijnych wód, z kolei Unia chce, aby porozumienie było jak najbliższe obecnym zasadom.
Drugi obszar to równe i sprawiedliwe zasady konkurencji. W tej kategorii mieszczą się wszystkie przepisy dotyczące ochrony środowiska, norm produktów, opodatkowania towarów i usług oraz praw pracowniczych. Unia chce, aby w zamian za dostęp do europejskiego rynku Wielka Brytania musiała dostosować swoje przepisy do unijnych, aby jej firmy nie miały przewagi wynikającej z mniejszego obciążenia regulacyjnego. Brytyjczykom zależy z kolei na jak największej niezależności od UE.
Trzeci obszar to rozwiązywanie sporów, czyli tego, co się stanie, jeżeli jedna ze stron złamie umowę. Unia chce, aby odwetem za złamanie postanowień w jednym obszarze mogły być sankcje dotyczące innego. Na przykład: jeżeli brytyjscy rybacy przekroczyliby swoje kwoty połowów na unijnych wodach, UE mogłaby nałożyć cła na brytyjskie dobra przemysłowe. Wielka Brytania sprzeciwia się takiemu rozwiązaniu.
Czytaj też: Boris Johnson straszy „wariantem australijskim”
Bruksela ma inne rzeczy na głowie
Rozwiązanie tych spornych kwestii nie jest nierealne. Porozumienie osiągane rzutem na taśmę w ostatnim możliwym terminie jest wszak motywem przewodnim negocjacji brexitowych, które ciągną się od 2017 r. Tym razem jednak rozmowy z Londynem nie są jedynym problemem, z którym zmaga się Bruksela.
Koniec trudnego 2020 r. to dla Unii koniunkcja trzech kryzysów, które rozgrywają się jednocześnie i wzajemnie się podsycają. Poza krnąbrnymi Brytyjczykami Bruksela zmaga się z Węgrami i Polakami, którzy grożą zawetowaniem wieloletniego budżetu UE w związku z mechanizmem ochrony praworządności. W tle tli się konflikt o podwyższenie celów redukcji emisji gazów cieplarnianych z 40 do 55 proc. do końca dekady. Unijni liderzy mają się porozumieć w tej sprawie podczas szczytu Rady Europejskiej pod koniec tygodnia. Dodatkową presję w tym obszarze nałożyli w zeszłym tygodniu Brytyjczycy, ogłaszając swój cel redukcji emisji do 2030 r. – 68 proc.
Aby osiągnąć porozumienie na dzisiejszej kolacji, przywódcy Unii i Zjednoczonego Królestwa będą musieli wykazać się szczególnymi zdolnościami. Dla Johnsona będzie to umiejętność przełknięcia narodowej dumy. Dla Ursuli von der Leyen – równoczesna gra na trzech płonących fortepianach.
Czytaj też: Sąd holenderski kontra władza polska. Sprawa w TSUE