Gdyby graficznie przedstawić konflikt arabsko-izraelski, to tylko jako apejrogon – figurę o nieskończonej liczbie boków. Wojny, zamieszki, ofiary, aktorzy – wszystkie aspekty tego największego, bo obejmującego ponad 20 państw, i najdłuższego, bo trwającego ponad 70 lat, współczesnego konfliktu w zasadzie się nie kończą.
Colum McCann zrobił go tematem swojej najnowszej bestsellerowej powieści „Apejrogon”. Śledzi w niej symetryczne losy dwóch ojców – Izraelczyka i Palestyńczyka – których córki zginęły w zamachach terrorystycznych, każda z rąk „drugiej strony”. Mężczyźni zaprzyjaźniają się i działają na rzecz beznadziejnej, jak się wydaje, sprawy: porozumienia izraelsko-palestyńskiego.
Książka ukazała się pięć dni po tym, jak prezydent Donald Trump ogłosił zupełnie niedorzeczny plan pokojowy dla Izraela i Palestyńczyków. Uznaje on wszystkie zdobycze okupanta, dając Palestyńczykom w zamian jakiś absurdalny kawałek ziemi na środku pustyni.
Mimo to Trump odchodzi w przekonaniu, że zażegnał konflikt nie tylko między Izraelem a Palestyńczykami, ale również ten większy pomiędzy państwem żydowskim i Arabami w ogóle. Dowód? Izrael podpisał tzw. porozumienia abrahamowe o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z czterema państwami arabskimi: Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem, Sudanem i ostanio z Marokiem. Wcześniej utrzymywał stosunki tylko z Egiptem (od 1979 r.) i Jordanią (od 1994 r.).
Kiedyś nie ulegało wątpliwości, że dopóki nie będzie niezależnej Palestyny, nie może być pokoju z Izraelem. Państwa arabskie sprawę nawiązania stosunków trzymały jako ostatni środek nacisku. To już minęło – państwa arabskie potrzebują amerykańskiej broni i sojuszu z Izraelem przeciw Iranowi. I dlatego palestyńskie prawa zeszły na drugi plan.