W ubiegły piątek burmistrz stolicy Sadiq Khan alarmował, że szpitale zbliżają się do punktu krytycznego, funkcjonując na granicy przeciążenia. Powodem jest przede wszystkim nowy, ochrzczony już przez media jako „brytyjski” wariant koronawirusa, który według naukowców jest 50–70 proc. bardziej zjadliwy niż ten, z którym Europa mierzy się od wiosny 2020 r. Zdaniem Khana zaraza wymknęła się w Londynie spod kontroli. Wezwał do natychmiastowych działań i ostrzejszej kontroli reżimu sanitarnego – w przeciwnym razie, mówił, szpitale będą niewydolne i umrze jeszcze więcej ludzi.
Zakażony co 30. mieszkaniec Londynu
Szybki rzut oka na dane pokazuje, że katastroficzne wizje Khana nie są odległe od rzeczywistości. Stolica przekroczyła psychologiczną barierę 10 tys. zgonów z powodu koronawirusa od początku pandemii. Znaczna ich część przypada na drugą i trzecią falę zachorowań, a nawet na ostatni miesiąc. Boris Johnson 5 stycznia wprowadził nowy lockdown dla kraju, a liczba osób umierających na covid-19 w londyńskich szpitalach ani razu odtąd nie spadła poniżej setki dziennie. Dwukrotnie – 5 i 7 stycznia – było ich powyżej 200.
Coraz więcej osób jest też hospitalizowanych i podłączonych do respiratorów. W tej chwili stołeczne placówki mają na oddziałach 7607 pacjentów z koronawirusem. To ponad jedna piąta wszystkich hospitalizowanych przypadków w kraju.