Donald Trump odchodzi z historyczną plamą na sylwetce, opuszczany stopniowo przez partyjnych baronów, zbanowany przez media społecznościowe, które były jego głównym megafonem, i z kilkoma, a może nawet kilkunastoma postępowaniami karnymi na karku, w tym za wykorzystanie pieniędzy quasi-publicznych na tuszowanie wyznań luksusowej prostytutki. Okazał się egoistycznym, narcystycznym typem, niedojrzałym emocjonalnie, brutalnym, niewstydzącym się oszustwa i kłamstw, nierozumiejącym zasady checks and balances, hamowania i równowagi, podziału władz – fundamentu ustroju...
Zaraz, ale jak to „okazał się”? Zanim został wybrany, w 2016 r. nie brak było w Ameryce poważnych głosów – w tym czołówki służb kontrwywiadowczych – ostrzegających, iż nie jest to model, który nadaje się do służby publicznej na tak wysokim stanowisku.
Nic o partiach w konstytucji USA
Co więc poszło nie tak? Dlaczego potężna i zasłużona Partia Republikańska, używająca dumnego akronimu GOP – Great Old Party – nie przecedziła go przez sito wstępnych procedur, etapów kwalifikacyjnych? Jak to się dzieje, że w kraju, gdzie w codziennej retoryce politycznej i biznesowej wychwala się the best and the brightest, najlepszych i najrozumniejszych, na szczyt dostaje się ktoś tak marny? Jak to się dzieje, że świat biznesu, wielkich korporacji albo nauki nie dopuszczają, by kierowały nimi typy niestabilne, niedojrzałe, nierozpoznające rzeczywistości?
Bo partie polityczne funkcjonują inaczej niż biznes czy nauka. Na początek ciekawostka: