Wielka Brytania rozpadnie się w ciągu dekady – tak według najnowszych sondaży prognozuje większość jej mieszkańców. Kiedy w 2014 r. zwolennicy niepodległości przegrali referendum, królowa Elżbieta II gratulowała Davidowi Cameronowi, nie kryjąc zadowolenia. Ale pycha zawsze kroczy przed upadkiem – premier pochopnie zdecydował się na referendum w sprawie rozwodu z UE. Teraz Boris Johnson, architekt brexitu, będzie się mierzył ze szkockim wyzwaniem.
Obraz ciężarówek ze Szkocji, pełnych gnijących krabów i ryb, zaparkowanych w połowie stycznia w ramach protestu nieopodal Downing Street, przypomniał Brytyjczykom, jakie są realia. Teoretycznie bezcłowy handel z Unią utrudnia biurokracja, już kosztująca firmy z Wysp miliony funtów. Johnson przegrał interesy rybołówstwa, a w Szkotów uderza to szczególnie.
Ta kropla przepełniła czarę goryczy na północy za słynnym murem Hadriana, który zatrzymywał niegdyś szkockie plemiona. Po z górą 300 latach Szkoci jeszcze bardziej chcą wyjść z unii z Anglią i Walią. Podobnie mieszkańcy Irlandii Północnej. Gdyby tak się stało, granice Zjednoczonego Królestwa, otoczonego krajami Unii, przypominałyby te z XVII w. Z imperium zostałby kadłubek. Wszystko zależy od tegorocznych wydarzeń, zapowiadających się niezwykle burzliwie.
Czytaj też: Brexit oczami Szkotów
Wezbrała niepodległościowa fala
Jak wynika z najnowszego sondażu dla „Sunday Times”, gdyby referendum odbyło się dziś, zwolennicy niepodległości Szkocji wygraliby stosunkiem 52 do 48 proc. To stały trend: nacjonaliści zyskali poparcie w poprzednich 18 sondażach, czasem osiągając nawet większą przewagę (58 proc.