Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Bany i bańki

O arcytrollu Trumpie zesłanym na cyfrową banicję

Regulacje internetu i takich serwisów, jak Twitter, Facebook, są niezbędne, będą jednak niewystarczające, bo zmienił się cały ekosystem medialny otaczający współczesną politykę. Regulacje internetu i takich serwisów, jak Twitter, Facebook, są niezbędne, będą jednak niewystarczające, bo zmienił się cały ekosystem medialny otaczający współczesną politykę. Max Skorwider
Tuż przed opuszczeniem Białego Domu Donald Trump został skazany przez świat mediów społecznościowych na banicję. To był cyfrowy impeachment. Ale z pytaniem, kto ma większą władzę, prezydent USA czy szefowie Facebooka i Twittera, musi się teraz zmierzyć Joe Biden. I w ogóle cały świat.
Jeśli chcemy odzyskać kontrolę nad internetem i uciekającym w przyszłość światem nowych technologii, musimy odzyskać kontrolę nad polityką. Najlepiej, jeśli będzie to demokratyczna kontrola społeczna. Jeśli chcemy odzyskać kontrolę nad internetem i uciekającym w przyszłość światem nowych technologii, musimy odzyskać kontrolę nad polityką. Najlepiej, jeśli będzie to demokratyczna kontrola społeczna.

Donald Trump, supergwiazda cyfrowego świata, zamilkł z dnia na dzień. Facebook, Twitter, YouTube, Snapchat i wiele innych serwisów pozbawiło go dostępu do usług. Urzędujący prezydent okazał się bezsilny wobec decyzji prywatnych korporacji. Cyfrowy „ban” został nałożony na Trumpa po szturmie prawicowych bojówek na Kapitol. Zasięg i jednomyślność restrykcji zastosowanych przez szefów internetowych gigantów zaskoczyły ich samych. Jack Dorsey, prezes Twittera, głównej broni Donalda Trumpa, który w tym serwisie miał blisko 90 mln subskrybentów, we wpisie wyjaśniającym decyzję zapewnia, że akcja nie była w żaden sposób koordynowana. Po prostu władcy internetu przestraszyli się siły, jaką ich platformy dały skrajnie nieodpowiedzialnemu, a wpływowemu przywódcy i odcięli go od tego źródła mocy. Swą decyzją wywołali jeszcze większe obawy przed potęgą właścicieli i administratorów serwisów, z których korzystają setki milionów, a w przypadku Facebooka miliardy osób.

Internetowe porządki dotknęły także zwolenników Trumpa. Amazon zablokował sprzedaż produktów związanych z QAnon, masowym ruchem szerzącym teorie spiskowe i związanym z atakiem na Kapitol. Apple i Google usunęły ze swej oferty aplikacje umożliwiające korzystanie z Parlera, serwisu społecznościowego otwartego na poglądy, jakich nie ma w głównym nurcie społecznego komunikowana. Amazon z kolei pozbawił Parlera możliwości korzystania ze swojej infrastruktury informatycznej (szybko przyszła mu z pomocą rosyjska firma DDoS-Guard, oferując miejsce na swoich serwerach). W sumie aktywność straciły dziesiątki tysięcy kont, zablokowany został informacyjny ruch organizowany pod znakiem #stormthecapitol czy #stopthesteal.

Na reakcje nie trzeba było długo czekać, odezwali się nie tylko zwolennicy prezydenta.

Polityka 5.2021 (3297) z dnia 26.01.2021; Temat tygodnia; s. 15
Oryginalny tytuł tekstu: "Bany i bańki"
Reklama