Minął tydzień działalności misji Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Chinach, jeśli nie liczyć wcześniejszej dwutygodniowej kwarantanny. Kto oczekiwał szybkich rezultatów, ekspresowego wyjaśnienia genezy pandemii, będzie zawiedziony, tych ustaleń wciąż brak. Członkowie kilkunastoosobowego zespołu – głównie epidemiologów, wirusologów, lekarzy medycyny ludzkiej i weterynaryjnej – z góry przestrzegali, by uzbroić się w cierpliwość i nie mieć wygórowanych oczekiwań. Nie jest bowiem wcale pewne, że uda się na 100 proc. wskazać miejsce i czas transmisji koronawirusa ze zwierząt na człowieka, pacjenta „zero” i tych, którzy zakażali się na najwcześniejszym etapie.
Chiny zatwierdzają rozmówców
Eksperci zostaną w ChRL jeszcze kilka dni, ale na razie – i to jest pewne zaskoczenie – badacze mają dostęp do wszystkich obiektów i instytucji, które chcą zlustrować, choć nie dzielą się wylewnie informacjami o wartości uzyskanych materiałów. Nie mają też pełnej swobody. Ograniczają ich gospodarze, np. goście zdani są na zatwierdzonych przez władze rozmówców. Ale byli na targowisku w Wuhanie, z którym wiązała się pierwsza grupa covidowych pacjentów, w szpitalach leczących ich najwcześniejszy rzut i w laboratorium wirusologicznym, gdzie niektóre nieżyczliwe Chinom teorie spiskowe widzą źródło SARS-CoV-2.
Musi być sporo kurtuazji w zapewnieniach członków misji o tym, że odbywają „bardzo szczere” rozmowy z chińskimi kolegami, także o licznych teoriach spiskowych. Kurtuazja jest o tyle zrozumiała, że eksperci wciąż są na terytorium ChRL, reprezentują organizację międzyrządową, której Chiny są członkiem, a ich pracy przygląda się cały świat, mający w pamięci dotychczasowe próby ukrywania przez Pekin błędnych decyzji, zaniechań i usiłowania niedopuszczenia do niezależnego śledztwa starającego się wytropić źródła koronawirusa.
Czytaj też: Człowiek, który stał się twarzą walki z covid-19
Geneza pandemii. Dlaczego to ważne?
Misja stara się odtworzyć trasę, którą wirus pokonał między swoim zwierzęcym rezerwuarem a pierwszymi potwierdzonymi ludzkimi przypadkami. Dlatego bada m.in. system dostaw na wuhańskie targowisko. Jeden z weryfikowanych scenariuszy zakłada, że minęło sporo czasu – miesięcy czy nawet lat – między uaktywnieniem się koronawirusa wśród ludzi i jego wykryciem w Wuhanie pod koniec 2019 r. Amerykański zoolog Peter Daszak, jeden z członków zespołu, który prawie dwie dekady temu zajmował się poszukiwaniem źródła epidemii SARS w jaskiniach, namawia, by w tym przypadku też szukać śladów sprawcy pandemii w jaskiniach zamieszkanych przez nietoperze. Nie wiadomo tylko, czy Chińczycy faktycznie prowadzą takie badania.
Szef misji Peter Ben Embarek, specjalista w dziedzinie bezpieczeństwa żywności, jeszcze w styczniu zwracał uwagę, że zrozumienie genezy pandemii jest ważne z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, to szansa, by zapobiec ponownemu przeskoczeniu wirusa ze zwierząt na człowieka. Po drugie, gdyby udało się zrozumieć, jak wirus przeprowadził się z nietoperzy na ludzi, może znaleziono by sposób na blokowanie takich przeprowadzek w przyszłości. No i gdyby wykryto wczesną wersję SARS-CoV-2, pojawiłaby się szansa na opracowanie skuteczniejszych terapii leczenia covidu.
WHO reperuje reputację
Znajdą się jeszcze ze dwa całkiem niezłe powody: wiele osób chciałoby poznać odpowiedź na pytanie, skąd się wzięła pandemia i kto ponosi za nią odpowiedzialność. Wreszcie dochodzenie – bardziej przez swój styl niż efekty, skoro są niepewne – może poprawić nadwerężoną reputację WHO. To o tyle ważne, że innego strażnika globalnego stanu zdrowia po prostu nie mamy.
Czytaj też: Orwell w chińskim wydaniu