Zaraz po wojnie alianci zaczęli się zastanawiać, co zrobić z niemieckim kierownictwem. Część zwycięzców przekonywała, że trzeba się z nimi rozprawić szybko i bez rozgłosu rozstrzelać. Byli też zwolennicy oddania sprawy w ręce ludu, czyli linczu. Ostatecznie wygrała koncepcja procesów sądowych w świetle kamer, które miały przynieść karę i być jednocześnie przestrogą. Odbyły się one przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze między listopadem 1945 i październikiem 1946 r.
Procesy te, pierwszy raz w historii, ustanowiły zasadę osobistej odpowiedzialności rządzących za łamanie traktatów międzynarodowych, wywołane wojny i zbrodnie podczas ich rządów popełnione. To w Norymberdze wykuwała się zasada, że prawa człowieka nie mogą być ograniczane przez zasadę suwerenności – stąd nowa koncepcja zbrodni przeciwko ludzkości i ludobójstwa. Tam właśnie rodziła się idea świata opartego nie na sile, tylko na zasadach, w którym demokracje mają nie tylko prawo, ale i obowiązek obrony słabszych przed opresją – nawet gdyby oznaczało to ingerencje w sprawy innego państwa.
Z tego właśnie świata – jak sam wartościuje i podkreśla – jest Antony Blinken, nowy sekretarz stanu USA. To jest świat, w którym naiwność wygrywa z cynizmem, w którym działanie wygrywa z zaniechaniem. Świat, w którym Ameryka nie uchyla się od swej szczególnej roli i niesie innym wolność. To wszystko czyni z Blinkena zapewne dobrego człowieka. Ale czy dobrego szefa polityki zagranicznej?
1.
Prezydent Joe Biden zgromadził wokół siebie wielu zwolenników liberalnego porządku, z taką właśnie norymberską perspektywą świata. Doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego został Jake Sullivan, „złote dziecko Demokratów”, do Departamentu Stanu wraca Victoria Nuland, znana ze wspierania Ukrainy, przedstawicielem USA ds.