Jak pisze „New York Times”, rewolucja we Włoszech sprawi, że kraj ten będzie jednym z najważniejszych filarów nowej Europy. Punktualnie w południe w dawnym papieskim pałacu na Kwirynale, dziś siedzibie prezydenta, zaprzysiężony został już 67. od wojny rząd. W składzie gabinetu Mario Draghiego znaleźli się przedstawiciele prawie wszystkich (poza Braćmi Włoskimi) partii z dotychczasowej koalicji rządzącej i opozycji: prawicowej Ligii (z ok. 25-proc. poparciem), lewicowej Partii Demokratycznej (z poparciem poniżej 20 proc.), Ruchu Pięciu Gwiazd (już tylko 15 proc.) i Forza Italia Silvio Berlusconiego (7–8 proc.).
Powściągliwy „Smoczy Mario”
Z zamiłowaniem ponoć grywającemu w pokera Draghiemu udało się rozwiązać włoską kwadraturę koła i zapobiec przedterminowym wyborom parlamentarnym, które w pandemii i kryzysie gospodarczym mogłyby zniszczyć kraj w sposób nieodwracalny, stawiając go w sytuacji o wiele gorszej niż ta, w jakiej parę lat temu znalazła się Grecja.
„Smoczy Mario” (draghi to po włosku smoki) osiągnął taki rezultat nie tylko za sprawą niewątpliwie wybitnych zdolności mediacji, ale przede wszystkim dzięki 209 mld euro, które z Funduszu Odbudowy obiecała Włochom Bruksela. Poprzedni gabinet pod batutą Giuseppe Contego dość nieporadnie zabierał się za rozdzielanie 82 mld euro unijnych dotacji i 130 mld euro nisko oprocentowanych kredytów, więc mimo pandemii zmuszono go do dymisji.