Wielki ekran, lekko zachrypnięty Władimir Putin za biurkiem i długa checklista czynowników do odpytania. Tak prezydent Rosji rozpoczął obchody siódmej rocznicy „powrotu Krymu do macierzy”. A wieczorem tradycyjnie zainaugurował koncert „Dni Krymu” na moskiewskich Łużnikach.
Dzień Zjednoczenia Krymu z Rosją ustanowiono świętem narodowym rok po aneksji dla upamiętnienia podpisanego przez Putina z władzami półwyspu porozumienia o przyłączeniu Krymu i Sewastopolu do Federacji. Od tamtej pory jest to drugie po Dniu Zwycięstwa 8 maja święto narodowe Rosjan. Aby należycie celebrować „to historyczne wydarzenie”, należało więc odwołać pandemię i zezwolić na organizację 140 masowych imprez.
Putin kartą krymską już nie zagra
18 marca ma Rosjanom przypominać, że „Krym jest nasz” i mimo przeciwności losu i wrogich sił (ukraińskich) rozkwita pod okiem Matuszki Rossiji. „Po długim wyniszczającym rejsie Krym i Sewastopol wróciły do ojczystego portu” – mówił Putin w 2014 r. Siedem lat później podkreślił, że „na półwyspie wiele zmieniło się na lepsze”. Przez kilka godzin o sukcesach Krymu raportowali mu, spontanicznie lub z pamięci, przedstawiciele lokalnych władz, służby zdrowia, środowisk młodzieżowych, duchowieństwa i organizacji charytatywnych. Putin niczym dobry gospodarz dopytywał, „co jeszcze trzeba poprawić”, i odhaczał punkty na liście. „Sami najlepiej wiecie, ile jeszcze trzeba zbudować, odrestaurować i doprowadzić do porządku, a ile problemów narosło przez ostatnie lata” – przyznał.
Na Krymie wiele dziedzin, zwłaszcza ważna teraz służba zdrowia, nie dorównuje standardom federalnym.