Robert Aaron Long wyróżnia się w panteonie amerykańskich morderców. Sprawca wtorkowej masakry w Atlancie, który pozbawił życia osiem osób, w tym sześć pochodzenia azjatyckiego, tłumaczył się dolegliwością, którą media uprościły nieco do „uzależnienia od seksu”. Long mówił policjantom, że dokonał ataków na salony piękności i masażu, bo wywoływały u niego napady popędu, których za wszelką cenę chciał się pozbyć. Bo kocha Boga i broń palną. Syn głęboko wierzących i zaangażowanych w życie wspólnoty religijnej baptystów chciał poprzez eliminację pokus zbliżyć się do Stwórcy. Już licealni znajomi wspominają go jako „mocno wkręconego w religię”.
Masakra w Atlancie
Masakry nie zakwalifikowano oficjalnie jako przestępstwa motywowanego nienawiścią rasową. Za takie uznały ją środowiska azjatyckiego pochodzenia i migranci z Dalekiego Wschodu, ale amerykańska policja ani media głównego nurtu nie podzielają tej opinii. W ciągu pierwszych 24 godzin od serii morderstw najdalej poszedł prezenter stacji CNN i brat gubernatora stanu Nowy Jork Chris Cuomo, stwierdzając, że w zachowaniu Longa „widać możliwy przechył” w stronę rasizmu.
Część osób w USA niechętnie przyznaje, że doszło do zbrodni na tle rasowym. Powody są bardzo złożone. Wielu komentatorów powołuje się na deklaracje policji, inni zauważają, że sam Long o nienawiści do Azjatów nie wspominał. W dodatku nie zostawił za sobą zbyt wielu śladów w internecie. Nie był aktywny na prawicowych forach, nie transmitował ataku w mediach społecznościowych. Nie wypisywał postów zapowiadających rzekę krwi.