Świat

Atak na polską mniejszość na Białorusi przybiera na sile

Andrzej Poczobut, korespondent „Gazety Wyborczej”, wiceprzewodniczący Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut, korespondent „Gazety Wyborczej”, wiceprzewodniczący Związku Polaków na Białorusi Rafal Malko / Forum
Skazanie Andżeliki Borys, zatrzymanie Andrzeja Poczobuta, rewizje w siedzibach Związku Polaków na Białorusi. Reżim Łukaszenki uderza mocno i nie przebiera w środkach.

Wczoraj w Grodnie została skazana Andżelika Borys, dziś nad ranem zatrzymano Andrzeja Poczobuta, dziennikarza, korespondenta „Gazety Wyborczej”, wiceprzewodniczącego Związku Polaków na Białorusi. Rewizje przeprowadzono w jego domu i w siedzibach ZPB w Grodnie i Wołkowysku. Atak na polską mniejszość przybiera na sile, staje się coraz bardziej bezpardonowy i niebezpieczny. Jak poinformowała prokuratura generalna Białorusi, postępowanie karne wszczęto przeciwko szefowej ZPB i innym osobom. A zarzuty są poważne, dotyczą „podżegania do nienawiści na tle narodowościowym i religijnym oraz rehabilitacji nazizmu”. Gorzej już chyba nie może być. Jeśli akt oskarżenia trafi do sądu, wyroki mogą być wysokie.

Reżim uderza w polską mniejszość

Chodzi rzekomo o organizowane od 2018 r. „nielegalne przedsięwzięcia masowe z udziałem nieletnich, podczas których czczono uczestników band antysowieckich, działających w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i po niej”. Cokolwiek miałoby to znaczyć, widać, że reżim zamierza uderzyć mocno i nie przebiera w środkach. Wobec liderów polskiej mniejszości do tej pory nie wysuwano równie poważnych oskarżeń. W dodatku bezpodstawnie.

Czytaj też: Białe plamy w podręczniku historii Białorusi

Wszystko składa się w jedną całość. Od kilku tygodni w białoruskich mediach trwa atak na Polskę i Polaków. Oskarżenia są mocne, choć bez dowodów, wymyślone, żeby zastraszyć społeczeństwo, wzbudzić niechęć do Polonii i poróżnić społeczeństwa, które żyją w najlepszych relacjach. W Warszawie i innych miastach mieszka od lat wielu białoruskich opozycjonistów, schronili się tutaj po jesiennych protestach związanych ze sfałszowaniem wyborów prezydenckich. Działa Białoruski Dom, miejsce spotkań przedstawicieli opozycji, społeczeństwa obywatelskiego, kultury. Na polskich uczelniach studiują Białorusini, relegowani ze szkół w swoim kraju za udział w demonstracjach. Pracują tutaj ci, którzy wyjechali z kraju, nie widząc tam szans na normalność i demokrację.

Spraw nazbierało się więc dość, by rozzłościć Łukaszenkę i jego ludzi. Problem w tym, że Białorusini są u nas bezpieczni, tu ręka Łukaszenki nie sięga. To z pewnością budzi jego wściekłość.

Polacy na Białorusi. Bezbronni i niezłomni

Tymczasem członkowie polskiej mniejszości na Białorusi i jej liderzy są całkowicie bezbronni. Są obywatelami białoruskimi, podlegają tamtejszym rygorom, a polska opieka dyplomatyczna obejmuje ich w niewielkim stopniu. Nie mogą liczyć na zdecydowane interwencje. W dodatku polscy urzędnicy zostali na Białorusi zdziesiątkowani, a władze nie traktują ich z respektem. Przekonał się o tym konsul w Grodnie, który po areszcie Andżeliki Borys udał się do siedziby milicji, gdzie była przetrzymywana i przesłuchiwana. Odesłano go z kwitkiem, nie udzielając żadnej odpowiedzi ani wyjaśnień. To typowe zachowanie władz.

Zresztą polscy dyplomaci są na cenzurowanym, a władze nieustająco oskarżają ich o antybiałoruskie działania. Andrzej Poczobut nieustannie i rzetelnie informował czytelników o wszystkich tych zdarzeniach. Był wielokrotnie atakowany, zatrzymywany i skazywany, gnębiony. Co również irytuje władze Białorusi, to że ani Poczobut, ani Borys nie poddali się mimo represji i odmowie rejestracji ZPB. Są dzielni i niezłomni.

Czytaj też: Dwie flagi państwowe Białorusi. Skąd się wzięły?

Kto zatrzyma Łukaszenkę?

W „lepszych” czasach, gdy Łukaszence zależało na poprawie stosunków z Unią, zdjęciu sankcji, kredytach, gdy chciał się pokazać jako prezydent wszystkich Białorusinów, wojna z polską mniejszością cichła, były nawet rozmowy o połączeniu organizacji: oficjalnej i niezarejestrowanego ZPB. Teraz Łukaszenka jest osłabiony. Przetrwał wprawdzie demonstracje, największe w historii kraju i jego prezydentury, ale wie, że zdusił je wyłącznie dzięki brutalnej sile. Że poparcie dla niego jest o wiele słabsze niż kiedyś. W dodatku kraj przeżywa kryzys ekonomiczny, poziom życia spada, epidemia też zrobiła swoje. Zalecana przez prezydenta terapia – wódka i jazda na traktorze – okazała się nieskuteczna.

Obywatelska Białoruś obchodzi właśnie Dzień Wolności, zapowiadane są masowe demonstracje, które mogą zapoczątkować ich nową falę. Łukaszenka denerwuje się i wybrał atak wyprzedzający.

Jak można pomóc prześladowanej polskiej mniejszości? Trzeba chyba sięgnąć po międzynarodową pomoc: Rady Europejskiej, rządów Litwy i Łotwy, może także Stanów Zjednoczonych, które pewnie śledzą sytuację. Unia niezwykle dba o prawa mniejszości narodowych we wspólnocie. Niestety, wobec Białorusi, która członkiem UE nie jest, może się okazać bezsilna. Ze słowami protestu i potępienia Łukaszenka nie zwykł się liczyć.

Czytaj też: Test dla polskiej dyplomacji

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną