Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Czy odzieżowi giganci pójdą na wojnę z Chinami?

Jedna z fabryk bawełny w prowincji Sinciang Jedna z fabryk bawełny w prowincji Sinciang Xinhua / Sadat / EAST NEWS
Doniesienia o wykorzystywaniu Ujgurów do zbierania bawełny pchnęły Nike, H&M i inne marki do zaprzestania importu tego surowca z prowincji Sinciang. A Chiny się mszczą.

Jak to bywa w przypadku politycznie motywowanych bojkotów konsumenckich, historię konfliktu producentów odzieży z chińskim rządem należy wpisać w szerszy kontekst. Deklaracja kierownictwa koncernu H&M, „zaniepokojonego” raportami mediów i organizacji pozarządowych na temat łamania praw człowieka w północno-zachodnich Chinach, ma ponad rok – po raz pierwszy została opublikowana w marcu 2020 r. Już wtedy wiedza o systemowych prześladowaniach, jakimi Pekin poddaje Ujgurów, muzułmańską mniejszość zamieszkującą głównie prowincję Sinciang, była dość powszechna. Zagraniczne media rozpisywały się o przymusowych przesiedleniach, obozach pracy, gwałtach na kobietach. Oraz o potężnej cenzurze, którą nałożyła na ten temat Chińska Partia Komunistyczna.

Bojkot chińskiej bawełny

Wtedy H&M zapewniał, że bawełny pochodzącej z tej części świata wykorzystywać nie będzie, bojąc się, że jest owocem pracy więźniów politycznych. Stanowisko nie odbiło się specjalnie dużym echem w mediach – zostało raczej odnotowane niż skomentowane. W tym tygodniu to się jednak zmieniło. O sprawie przypomniała sobie partyjna młodzieżówka, oskarżając szwedzką firmę o rozsiewanie kłamstw i plotek na temat chińskiej bawełny. Post opublikowany na platformie Weibo, jednym z najważniejszych adresów w tamtejszym internecie, rozszedł się błyskawicznie. W 24 godziny zareagowało na niego prawie 400 tys. użytkowników, a wielu z nich nawoływało do bojkotu H&M.

Czytaj też: System zaufania w Chinach

Nagłe zaktywizowanie się komunistycznej młodzieżówki i odkopanie przez nią starego komunikatu prasowego skorelować należy z sankcjami, które na początku tygodnia Unia Europejska, Wielka Brytania, Kanada i USA nałożyły na czołowych partyjnych działaczy i duże firmy z Sinciangu właśnie w związku z prześladowaniem Ujgurów. Zakazami wjazdu i tranzytu czy zamrożeniem aktywów finansowych objęto co najmniej pięć osób, które Zachód identyfikuje jako twórców instytucjonalnej machiny przemocy na północnym wschodzie kraju. Atak na H&M i inne marki bojkotujące bawełnę mogącą pochodzić z obozów pracy, w tym Nike, Adidasa, Calvina Kleina, New Balance czy Burberry, rozumieć należy więc jako chińską odpowiedź i potencjalny początek jeszcze intensywniejszego sporu Pekinu z Zachodem.

Czytaj też: Jak Chiny traktują Ujgurów i inne mniejszości

H&M musi się wyprowadzić

Szwedom dostało się najbardziej, bo na chińskim rynku są bardzo aktywni. 445 sklepów i rozwijająca się dystrybucja na lokalnych platformach internetowych, takich jak Taobao, Dianping czy Pinduoduo, generowała przychód w wysokości ponad 1,1 mld dol. w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Chiny to dla H&M jeden z czterech najważniejszych rynków. Kluczowy nie tylko w łańcuchu dostaw, ale też sprzedaży. Teraz może stamtąd zniknąć całkowicie. Trudno sobie przecież wyobrazić, żeby jakakolwiek prywatna firma zagraniczna wygrała bezpośrednie starcie z Chińską Partią Komunistyczną. Szwedzkich ubrań nie da się już kupić na żadnej platformie handlowej, marka traci też wizerunkowo. Co prawda pracujący dla niej piarowcy próbują ratować sytuację, walcząc tą samą bronią, którą zostali zaatakowani – wpisami w mediach społecznościowych – ale bardziej prawdopodobna od powrotu do normalności wydaje się rychła przymusowa wyprowadzka H&M z chińskiego rynku.

Z kolei dla Pekinu to kolejna odsłona walki z całym światem, w której kwestia Ujgurów to tylko punkt wyjścia. Ofiar w tym konflikcie było już całkiem sporo – od obywateli ChRL wydalonych z Wielkiej Brytanii za szpiegostwo pod pozorem pracy dziennikarskiej, przez zablokowanie emisji kanałów BBC, po spór wokół dwóch bezpodstawnie zamkniętych w chińskich więzieniach Kanadyjczyków.

Czytaj też: Kurs na ostrą dyplomację w Chinach

„Chińska księżniczka” w areszcie

To ostatnie wydarzenie to forma kontrataku Pekinu – wcześniej Kanadyjczycy nałożyli areszt domowy na Meng Wanzhou, za oceanem nazywaną chińską księżniczką. Dyrektor do spraw finansowych i córka założyciela giganta telekomunikacyjnego Huawei do kraju nie może wrócić od dwóch lat. Jest oskarżona o malwersacje finansowe i naruszenie sankcji wobec Iranu, ale co ciekawe, oskarża ją nie Ottawa, a Waszyngton. Aresztowana została co prawda 1 grudnia 2018 r. na lotnisku w Vancouver, ale na podstawie amerykańskiego nakazu i żądania ekstradycji. Od tego momentu jest obiektem dyplomatycznej gry. Pekin chce ją z powrotem, Amerykanie chcą ją posadzić. A kanadyjski premier Justin Trudeau ma twardy orzech do zgryzienia, bo Chińczycy aresztowali w ramach rewanżu dwóch obywateli jego kraju. Michael Kovrig i Michael Spavor są oskarżani o szpiegowsko i stworzenie zagrożenia dla chińskiego bezpieczeństwa narodowego. Wcześniej Pekin wydał karę śmierci na czterech innych Kanadyjczyków – za handel narkotykami. W takiej atmosferze ciężko myśleć o jakimkolwiek dialogu.

Chińczycy najwyraźniej chcą utrzymać twardy kurs wobec Zachodu. Odzieżowi giganci powinni się więc liczyć z wielomilionowymi stratami. Widać jednak pewną zmianę, która powoli, ale mimo wszystko zachodzi. Już raz świat to przecież przerabiał. Kiedy Pekin organizował Igrzyska Olimpijskie w 2008 r., wielu aktywistów nawoływało do bojkotu firm sponsorujących imprezę właśnie z powodu łamania przez Chiny praw człowieka. Wtedy w centrum uwagi był Tybet, dziś to Ujgurzy. 13 lat temu apele do serca wzięło sobie bardzo niewielu. Adidas, od dekad związany finansowo z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim, nie padł ofiarą żadnego bojkotu. Dzisiaj, co jest w pewien sposób paradoksalne, jest bojkotowany, choć teoretycznie staje po właściwej stronie sporu. Przykład ten pokazuje, jak bardzo skomplikowane i trudne do przewidzenia potrafią być konsekwencje etycznych wyborów. Zwłaszcza gdy jednocześnie stają się one elementami politycznej układanki – czasem zgodnie z wolą bohaterów, czasem wbrew niej.

Czytaj też: Ujgurzy, zapomniane ofiary Pekinu

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną