29 marca na Wyspach prasa nazwała „szczęśliwym poniedziałkiem”. Choć nie przyniósł on rewolucyjnych zmian, Brytyjczycy powitali go z entuzjazmem. Tego dnia zniesiono bowiem nakaz przebywania w domu poza ściśle określonymi sytuacjami i po raz pierwszy od wielu tygodni dało się swobodnie wyjść na spacer. Dozwolone są też zgromadzenia do sześciu osób lub dwóch gospodarstw domowych.
Z jednej strony to mało, z drugiej – dowodzi, jak bardzo restrykcyjny był brytyjski lockdown. Odkąd 4 stycznia Boris Johnson wezwał rodaków do pozostania w czterech ścianach, wielu z nich naprawdę nie opuściło ich ani razu. Zalecenie autoizolacji obowiązywało przez niemal cały 2020 r., więc Brytyjczycy dopiero w poniedziałek mogli – dosłownie i w przenośni – zaczerpnąć świeżego powietrza.
Wreszcie wolno na spacer
Przywrócenie prawa do swobodnego przemieszczania się i uprawiania sportu w otwartej przestrzeni to pierwszy z czterech etapów odzyskiwania normalności na Wyspach. Praktycznie rzecz ujmując, rozpoczął się trzy tygodnie temu, kiedy rząd otworzył szkoły i pozwolił uczniom uczestniczyć w zajęciach sportowych po lekcjach. Od 8 marca na zewnątrz mogły też przebywać dwie osoby, pod warunkiem że mieszkały razem. W domach opieki zezwolono na odwiedziny.
Teraz, oprócz spacerów, Brytyjczycy mogą też m.in. pływać w publicznych otwartych basenach, co zresztą doprowadziło do absolutnej basenowej gorączki w największych miastach. Tylko w Londynie obiekty te przeżywają dawno niewidziany najazd chętnych. I to mimo niesprzyjającej pogody.