Świat

Nawalny umiera, a Putin gra w swoją grę

„Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Protest w obronie Aleksieja Nawalnego w Petersburgu, styczeń 2021 r. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Protest w obronie Aleksieja Nawalnego w Petersburgu, styczeń 2021 r. Alexey Malgavko / Reuters / Forum
Aleksiej Nawalny jest wycieńczony trzema tygodniami głodówki. Jeśli umrze, świat odpowie. Tyle że pustych gróźb Zachodu Władimir Putin obawia się najmniej.

Po prawie trzech tygodniach głodówki organizm Aleksieja Nawalnego jest wycieńczony do granic życia i śmierci. Władze zdecydowały się przewieźć go do szpitala mieszczącego się w kolonii IK-3 w obwodzie włodzimierzowskim. Tam – jak dodają – zostanie poddany terapii witaminowej. Służba więzienna (FSIN) jednocześnie zapewnia, że „jego stan zdrowia jest satysfakcjonujący”. Według Iwana Żdanowa, zarządzającego Fundacją Walki z Korupcją, oznacza to tylko tyle, że „stan Nawalnego tak się pogorszył, że ci, którzy go torturują, wreszcie zdali sobie z tego sprawę”.

Tortury, bliny, „randka” w więzieniu

Adwokaci od miesięcy wnioskują o podjęcie leczenia Nawalnego, który schudł w Pokrowie kilkanaście kilogramów, nie sypia, cierpi na brak czucia w nodze i dłoni, boli go kręgosłup. Funkcjonariusze budzą go co godzinę w nocy wyłącznie dlatego, że przyznano mu formalny status „więźnia skłonnego do ucieczki”. Organizacje praw człowieka nie mają wątpliwości, że nosi to znamiona tortur.

Nawalny ogłosił protest głodowy, bo władze odmówiły mu leczenia i konsultacji z zaufanym medykiem. Administracja kolonii potraktowała ten bunt jak element gry: zaserwowała więźniom kurczaka, a ostatnio bliny, za którymi – jak przyznała żona Aleksieja – jej mąż przepada. Julia zamieściła na Instagramie fragment listu od niego. Pochyłym i wyraźnie słabym pismem podzielił się marzeniem o skosztowaniu tych tradycyjnych rosyjskich placków.

Kilka dni temu zezwolono im na spotkanie. Julia potraktowała je jak „randkę” z umierającym na jej oczach Aleksiejem. W specjalnej sali usiedli po dwóch stronach blatu przedzielonego szybą. Nie mogli się dotknąć, rozmawiali przez słuchawki. W niczym nie przypominało to intymnych chwili dwojga zakochanych. „Mówi z trudem – relacjonowała Julia – i od czasu do czasu odkłada słuchawkę, żeby odetchnąć, taki jest słaby”.

Czytaj też: Co naprawdę przydarzyło się Nawalnemu?

Cały świat mówi o Nawalnym

„Aleksiej umiera” – dobitniej niż Julia wyrażała się w sobotę Kira Jarmysz, współpracowniczka Nawalnego. Sojusz Lekarzy, który od dawna bije na alarm, dodaje, że „to kwestia dni”. Z badań wynika, że serce w wycieńczonym organizmie może się zatrzymać w każdej chwili. „Cały świat mówi o Aleksieju – pisze Jarmysz na Twitterze – tylko Putin i lekarze więzienni zachowują się tak, jakby nic się nie działo”.

77 aktorów, pisarzy, ludzi nauki i noblistów wystosowało list do prezydenta Rosji z wezwaniem do interwencji. Ponownie zabrali głos zachodni politycy. Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, upokorzony podczas ostatniej wizyty w Moskwie, przypomniał, że „władze biorą odpowiedzialność za bezpieczeństwo i życie Nawalnego”. „Sytuacja Nawalnego jest totalnie, totalnie nie fair, absolutnie nieadekwatna” – stwierdził Joe Biden. Jake Sullivan, doradca ds. bezpieczeństwa USA, ostrzegł, że „Kreml poniesie konsekwencje, jeśli Nawalny umrze”.

Po złym policjancie głos zabrał dobry – szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas. Rozmiękczył nieco groźbę amerykańskiej administracji, mówiąc: „Pilnie domagamy się, aby Nawalny otrzymał pomoc medyczną i dostęp do lekarza, któremu ufa”. Jeszcze dalej poszedł jego francuski odpowiednik Jean-Yves Le Drian, który „obserwuje sprawę” i ostrzega przed ewentualnymi nowymi sankcjami.

Putina puste groźby Zachodu nie przerażają, przemawia do niego nie siła argumentów, lecz argument siły. Nie wzrusza go więc ani oburzenie dyplomatów, ani krytyka zagranicznych rządów. Nie robią na nim wrażenia listy ludzi kultury, bo na człowieka ukształtowanego przez KGB nie działają apele do sumienia. Cios musiałby być dotkliwy i wiarygodny. Rzecz w tym, że Zachód siłę ma, lecz nie lubi jej stosować.

Czytaj też: „Nagła śmierć” lekarza Nawalnego. Kreml idzie za ciosem

Uderzyć w słabe punkty Rosji

Jeśli Zachód poważnie tę sprawę traktuje, musi działać i uderzyć w słaby punkt Rosji. A jest ich przynajmniej kilka. Kij i marchewka to zresztą stara i sprawdzona metoda dialogu z „państwami zbójeckimi”. Pierwszym takim kijem, w dodatku nokautującym, byłaby rezygnacja z Nord Stream 2. Nic nie zabolałoby bardziej niż wycofanie się z budowy, której koszty przewyższają przewidywane zyski. Flagowy projekt Rosji ma związać Europę Zachodnią z dostawami rosyjskiego gazu na dekady.

Drugim kijem byłaby nie obietnica, lecz realna akcesja Ukrainy do NATO. Ewentualne rozszerzanie sojuszu z infrastrukturą militarną od lat Moskwę niepokoi. Dowodem rosyjska eskalacja w Donbasie, prowadzona, żeby Ukraina nie spełniała warunków członkostwa, czyli nie miała uregulowanych relacji z sąsiadami. Rzecz w tym, że same wymagania można nieco złagodzić. Przyjęcie Turcji do NATO (1952) wynikało przede wszystkim z potrzeb geopolitycznych na południowej flance. Nie miały znaczenia problemy z demokracją, co więcej, w 1974 r. Turcja anektowała Cypr Północny, a niedawno „prewencyjnie” zajęła Kurdystan na północy Syrii.

Decyzja o przyjęciu Ukrainy mogłaby skutecznie – i paradoksalnie – powstrzymać agresję Kremla, bo sojusz uwiarygodniłby się jako „zdecydowany do działania” i wejścia w rosyjską strefę wpływów. Zachód przejąłby inicjatywę, a Kreml musiałby na nowo ocenić sytuację i swoje możliwości. NATO nie boi się konfrontacji, Rosja tymczasem konfrontuje się głównie ze słabszymi, jak Gruzja w 2008 r. i Ukraina w 2014.

Marchewki dla Putina

Marchewką, czyli zachętą, a właściwie próbą przekupstwa byłaby oferta dealu na zasadzie znanej w Rosji: „machniom? machniom!” (wymienimy się? wymienimy!). Wydaje się, że Kreml właśnie na to liczy. Byłby skłonny nie tylko lepiej traktować Nawalnego, ale i może w „bonusie” go uwolnić, gdyby tylko zgodził się opuścić kraj.

Putina zmotywowałaby, po pierwsze, gwarancja ze strony USA, że Nord Stream 2 powstanie, a Biały Dom nie będzie tu stawał na przeszkodzie. Po drugie, w grę wchodzi wymiana więźniów (Amerykanie przetrzymują handlarza bronią Wiktora Buta). Po trzecie wreszcie, Zachód mógłby przymknąć oko na sytuację na Wschodzie, pozwalając Rosji prowadzić „defaszyzację” Ukrainy i przywracać „konstytucyjny porządek” na Białorusi.

Z wielką satysfakcją, choć skrywaną, Kreml przyjął zaproszenie Joego Bidena do dwustronnych rozmów na szczycie. Nic tak nie łechce rosyjskiej duszy jak uznanie ze strony oponenta. Najpierw jednak należało przejąć inicjatywę, czyli ustami rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa oświadczyć, że „takie spotkanie nie będzie możliwe w najbliższych tygodniach”. Rosjanie muszą odnieść wrażenie, że decyzję podejmuje Kreml, a Waszyngton jest ledwie petentem.

Bitwa dobra z biernością

W oczach Rosjan Putin potwierdzi swoje znaczenie i zaprzeczy, jakoby wystraszył się konsekwencji śmierci Nawalnego. „Kuracja witaminowa” pozwoli zaś utrzymywać narrację, że „nic takiego się nie dzieje”. Chodzi przy okazji o to, by zniechęcić Rosjan do wyjścia na ulice 21 kwietnia. Na najbliższą środę sztab Nawalnego zapowiada protesty w całym kraju. Prawie pół miliona osób chce w nich uczestniczyć, choć działacze mają świadomość, że realnie na ulice wyjdzie co trzeci albo czwarty zdeklarowany.

Potrzeba do tego ogromnej determinacji, bo w ostatni piątek prokuratura generalna wniosła do sądu wniosek o uznanie organizacji związanych z Nawalnym (m.in. Fundacji Walki z Korupcją) za „ekstremistyczne”. Różne opozycyjne struktury wpisano by w konsekwencji na listę organizacji terrorystycznych obok Państwa Islamskiego, talibów czy Świadków Jehowy, zostałyby zdelegalizowane, a ich członków i zwolenników można byłoby ścigać i pozbawiać wolności na wiele lat.

„Wychodzitie!” (wychodźcie), nawołują organizatorzy protestów i precyzują: „Godz. 19 na centralnym placu waszego miasta”. Ma to być „finałowa bitwa dobra z biernością”.

Czytaj też: Putin rozpycha się na Bałtyku

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną