Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Putin poluje na opozycjonistów. Do czego jeszcze się posunie?

Aleksiej Piwowarow (na zdjęciu) został wyciągnięty przez rosyjskie służby bezpieczeństwa na lotnisku w Petersburgu z samolotu polskich linii lotniczych LOT tuż przed startem do Warszawy. Aleksiej Piwowarow (na zdjęciu) został wyciągnięty przez rosyjskie służby bezpieczeństwa na lotnisku w Petersburgu z samolotu polskich linii lotniczych LOT tuż przed startem do Warszawy. Ruslan Terekhov/SOTA via AP / EAST NEWS
Samoloty stały się niebezpieczne dla opozycjonistów. Tydzień temu reżim Łukaszenki dopuścił się aktu piractwa powietrznego, teraz na lotnisku w Petersburgu usunięto z pokładu i aresztowano byłego szefa antykremlowskiej organizacji.

Aleksiej Piwowarow został wyciągnięty przez rosyjskie służby bezpieczeństwa z samolotu polskich linii LOT tuż przed startem rejsu z Petersburga do Warszawy. „Nie było żadnych pytań, gdy przechodziłem kontrolę celną. Samolot zaczął już kołowanie i nagle »stop«. Podjechali policjanci i mnie zabrali. Jestem w oddziale FSB na lotnisku Pułkowo” – relacjonował na Twitterze, dopóki jeszcze mógł.

Początkowo straż graniczna FSB zaprzeczała, jakoby Piwowarowa aresztowano, lecz później przetransportowano go do Krasnodaru, gdzie formalnie już 29 maja wszczęto przeciw niemu sprawę karną. Zarzuca mu się „współpracę z niepożądaną organizacją”, tj. Otwartą Rosją, założoną w 2001 r. przez Michaiła Chodorkowskiego, prodemokratyczną i krytyczną wobec Kremla. Do niedawna Piwowarow był jej dyrektorem zarządzającym.

Będzie kara. Niepożądani opozycjoniści

Zatrzymanie i oskarżenie adwokaci Piwowarowa uznają za podwójnie bezzasadne. Po pierwsze, dwa dni wcześniej, 27 maja, Otwarta Rosja oficjalnie się rozwiązała, żeby „nie narażać swoich zwolenników na skutki prawne ani represje” – jak wyjaśniono w mediach. Zwłaszcza w obliczu procedowanych właśnie zmian zaostrzających kary za współpracę z „niepożądanymi organizacjami”, czyli de facto antykremlowską opozycją. Po drugie, prawo nie przewiduje ścigania osób, które opuściły taką „niepożądaną organizację” dobrowolnie.

„To polowanie na opozycjonistów” – ocenił Maxim Resnik, aktywista z Petersburga, porównując to zatrzymanie do ostatnich wydarzeń na Białorusi. Z kolei rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow już w ubiegły czwartek zaprzeczał, jakoby „dokręcanie śruby” w postaci podnoszenia kar miało służyć „eliminowaniu rywali przed wrześniowymi wyborami do parlamentu”.

Ustawę o „organizacjach niepożądanych” Duma przyjęła w 2015 r. Uznano za takie już 30 grup, w 2017 r. także Otwartą Rosję. Zmiany pozwolą teraz ścigać zwolenników i współpracowników takich organizacji nie tylko w kraju, ale i na świecie, nawet cztery lata po wszczęciu sprawy. To jasny sygnał do wszystkich oponentów Kremla w Rosji i za granicą, że „nie warto” wdawać się w konflikt z władzami. W najlepszym razie sztraf budiet (będzie kara) za udział w niezarejestrowanych demonstracjach, w najgorszym można w świetle prawa zostać ekstremistą czy wręcz terrorystą. Putin już dwie dekady temu obiecywał, że „dopadnie ich nawet w kiblu”.

Groźba podziałała, gdy prezydent rozliczał się z Czeczenią w 1999 r., i może zadziałać dziś. Zwłaszcza że bardzo potrzebuje sukcesu przed wyborami. Poza tym rozprawienie się z wrogami, czyli wszelkiej maści opozycją, byłoby sporym osiągnięciem i pozwoliłoby mu rządzić w spokoju przynajmniej do 2036 r. „Czystki w opozycji” to tylko nowy odcinek tej samej operacji.

Czytaj też: Kot podjął trop. Bellingcat kontra Putin

Ci dranie z Zachodu

Rozprawa z oponentami rozpisana jest na trzy etapy. Krok pierwszy: wykorzystać atmosferę „oblężonej twierdzy” i zewnętrznego zagrożenia. Wzbudzić poczucie rozczarowania Zachodem, który zdradził i porzucił Rosję. Podstawa emocjonalna już więc jest. Krok drugi: oczernić opozycję, powiązując ją z wrogami zewnętrznymi. Temu m.in. służy status „agenta zagranicznego” przyznawany osobom, organizacjom i mediom krytycznym wobec władz nawet częściowo mających zagraniczne źródła finansowania. Każdy opozycjonista jawi się więc jako narzędzie w rękach „mierzawców” (drani) z Zachodu, którzy chcą doprowadzić do przewrotu politycznego.

I wreszcie krok trzeci: przejęcie inicjatywy, czyli „śmierć wrogom ojczyzny!”. Wszystko oczywiście w granicach prawa. A że prawo nakazuje ścigać „organizacje niepożądane”, ekstremistów i terrorystów, to czas zwalczyć nie tylko czołowe twarze opozycji – m.in. Aleksieja Nawalnego – ale i całą resztę, nawet tych, którym się wydaje, że mogą „bezpiecznie szkodzić Rosji z zagranicy”.

Nie ma też lepszej zachęty do ścigania wrogów na całym świecie niż bierność państw, w których działa antykremlowska opozycja. Bierność w rozumieniu rosyjskim to słabość, a tę zgodnie z leninowską logiką „kto – kogo” należy wykorzystać. Jeśli więc służby brytyjskie odwracały wzrok, gdy zauważały ostentacyjną aktywność wywiadu rosyjskiego, to GRU odbierało to jako „zaproszenie” do działania. Co więcej, Rosjanie nie musieli się silić na specjalną subtelność.

Ostentacja rosyjskich służb

W 2006 r. byłego funkcjonariusza FSB Aleksandra Litwinienkę, ochroniarza Borysa Bierezowskiego, znanego oligarchy, ówczesnego „prywatnego wroga Putina”, otruto w biały dzień radioaktywnym polonem zaserwowanym w zielonej herbacie. W marcu 2013 r. Bieriezowski był uprzejmy popełnić samobójstwo, choć śledczy nie znaleźli przekonujących dowodów, że targnął się na swoje życie. W 2018 r. w Salisbury dwójka oficerów GRU usiłowała otruć nowiczokiem Siergieja Skripala, byłego oficera wywiadu rosyjskiego. Para z GRU swobodnie paradowała po mieście, a gdy Wielka Brytania oskarżyła Rosję o atak chemiczny na jej terytorium, Kreml uznał sprawę za absurdalną. Oficerowie tłumaczyli zaś w Russia Today, że do Salisbury polecieli „oglądać zabytkową wieżę zegarową”.

Ostentacja staje się marką rosyjskich służb. Nie dlatego, że takie są, lecz dlatego, że mogą sobie na to pozwolić. To samo komando odpowiada za wybuch w składzie amunicji w Czechach w 2014 r. Sprawa wyszła na światło dzienne ledwie kilka tygodni temu i doprowadziła do zaostrzenia relacji Praga–Moskwa.

Rosyjskie służby realizują zadania likwidacji „wrogów Kremla” także w stolicach państw uznawanych zwyczajowo za wyrozumiałe dla Kremla. W sierpniu 2019 r. w parku Tiergarten w centrum Berlina został zastrzelony Zelichman Czangoszwili, obywatel Gruzji czeczeńskiego pochodzenia, który w latach 90. walczył u boku Szamila Basajewa. Służby niemieckie powiązały zabójstwo z rosyjskim wywiadem, a w rezultacie wydalono z kraju kilku dyplomatów.

Paweł Kowal: Powrót w objęcia Rosji

Rosja kalkuluje chłodno

Jeśli ceną za likwidację wrogów władz i rozbijanie opozycji jest redukcja przedstawicielstwa dyplomatycznego, to Kreml może spokojnie wpisać to w kalkulowane koszty. Kilku „persona non grata” to bardzo niewygórowana stawka. Dlatego nie można liczyć, że Rosja przestanie prowadzić agresywne działania na terytoriach państw trzecich, jeśli ją o to poprosimy. Należy się raczej spodziewać, że opozycjoniści w Europie, także w Polsce, będą nagle podupadać na zdrowiu, ginąć w centrum miasta albo odnajdą się niespodziewanie w jakimś dalekowschodnim areszcie, bo Rosja wytoczyła im sprawę za powielenie posta na Facebooku, zamieszczonego przez kogoś uznanego za „ekstremistę” czy „terrorystę” (np. sztab Nawalnego).

Na tym tle incydenty w relacjach z Polską, jak pobicie dzieci rosyjskich dyplomatów na Polach Mokotowskich w Warszawie w 2005 r., a w odpowiedzi obrzucenie ambasady RP w Moskwie jajkami, albo pobicie kierowcy ambasadora – to zaledwie „miłe” wspomnienia. A może to wszystko niepotrzebne straszenie? Skoro brak doniesień o tym, że polski kontrwywiad doprowadził ostatnio do spektakularnego rozbicia siatki szpiegowskiej obcego państwa na podobieństwo kolegów z Bułgarii, to problem najwyraźniej nie istnieje. Obywatele RP i jej goście są „bezpieczni”.

Czytaj też: Rosyjscy zabójcy panoszą się w Polsce

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną