Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Lahti pierwszym na świecie miastem neutralnym węglowo

W Lahti też zaczęło się od jeziora. Vesijärvi ma powierzchnię mniej więcej Śniardw i nie tak dawno należało do najbardziej zanieczyszczonych w Finlandii. W Lahti też zaczęło się od jeziora. Vesijärvi ma powierzchnię mniej więcej Śniardw i nie tak dawno należało do najbardziej zanieczyszczonych w Finlandii. Yves Logghe/AP / EAST NEWS
W Lahti jest już pierwsza na świecie neutralna węglowo orkiestra symfoniczna i zespół hokeja na lodzie, który przestał latać na mecze ligowe, a zamiast samolotem jeździ po całkiem rozległym kraju autobusem.

Lahti będzie pierwszym miastem na świecie, które osiągnie neutralność węglową, co miałoby nastąpić już w 2025 r. Oznacza to, że wcale nie taka mała miejscowość z ciężkim przemysłowym rodowodem i ze 120 tys. mieszkańców swoim codziennym funkcjonowaniem przestanie dokładać się do emisji dwutlenku węgla. Kiepska wiadomość dla chcących podążać tym tropem jest tylko jedna, no może dwie. Podobna transformacja zajmuje czas. Bardzo dużo czasu. I wymaga proporcjonalnie dużo wysiłku, nie tylko finansowego. Bo to, że dziś Lahti szczyci się tytułem zielonej stolicy Europy, przyznawanym najbardziej proekologicznym miastom Unii, jest efektem kilku dekad starań i m.in. 180 mln euro wyłożonych na nową elektrociepłownię.

W Lahti zaczęło się od jeziora

Zamożna północna Europa współcześnie należy do globalnych pionierów rozwiązań sprzyjających ochronie środowiska, ale nie zawsze tak było. Ekologiczny radykalizm jest m.in. rezultatem decyzji poprzednich pokoleń. Wiele z fińskich jezior, dziś czystych, jeszcze kilkadziesiąt lat temu zmagało się z zalewem ścieków spuszczanych z papierni, zakładów przetwórstwa drewna itd. W ich sąsiedztwie do dziś są miejsca – np. malownicze wysepki porośnięte lasem obok portów – skażone środkami używanymi w dawnych procesach technologicznych.

W Lahti też zaczęło się od jeziora. Vesijärvi ma powierzchnię mniej więcej Śniardw i nie tak dawno należało do najbardziej zanieczyszczonych w Finlandii. W pobliżu miasta nikt się w nim nie kąpał, zawalono je śmieciami, truto ściekami z gospodarstw domowych i fabryk, latem zakwitały tam sinice. W połowie lat 70. pod kierunkiem specjalistów od hydrologii zabrano się za czyszczenie. Na początek zbudowano oczyszczalnię i wzięto na celownik płocie, które bywają ostatnimi rybami występującymi w zanieczyszczonych wodach. Było ich bardzo dużo, a że żerują przy dnie, nie pozwalały opaść osadom organicznym. Wyłowiono ponad tysiąc ton płoci, wpuszczono mnóstwo drapieżnych szczupaków i sandaczy, co ograniczyło działalność szkodników i zmniejszyło zakwity sinic.

Jednocześnie coraz więcej osób zapragnęło mieć domek nad jeziorem – w Finlandii to jazda obowiązkowa – zależało im więc na czystej wodzie. Tak stan Vesijärvi stał się przedmiotem troski całej okolicznej społeczności.

Czytaj też: Miasta przyjazne pieszym. Jest ranking

Miasto bez śmieci i węgla

Równolegle uniwersytet z Helsinek utworzył w Lahti wydział biologii środowiskowej, który opracowywał zielone technologie, podpowiadał, jak rekultywować glebę, oczyszczać wodę, radzić sobie z odpadami. Już w drugiej połowie lat 90. w Lahti wprowadzono segregację śmieci, która obecnie zmierza do zbudowania w skali regionu systemu gospodarki o obiegu zamkniętym, zatem takiego, gdzie odpady stają się na nowo surowcami. Na razie 97 proc. miejskich odpadów trafia do recyklingu. Aczkolwiek dopiero w połowie wieku miałyby powstać rozwiązania, które generowanie śmieci wyeliminują zupełnie.

W Lahti jest też pierwsza na świecie neutralna węglowo orkiestra symfoniczna i hokeja na lodzie, który przestał latać na mecze ligowe, a zamiast samolotem jeździ po całkiem rozległym kraju autobusem.

Chlubą miejscowości jest pożegnanie węgla kamiennego, co nastąpiło wiosną 2019 r. Ciepło i prąd dostarcza pierwsza na świecie elektrociepłownia spalająca część odpowiednio wyselekcjonowanych odpadów i biomasę. Tak jak w całej Finlandii dużo jeździ się w mieście rowerami, także w mroźne zimy, i sporo przedmiotów pożycza się w ramach dobrze zorganizowanej pomocy sąsiedzkiej, co też poprawia bilans węglowy, bo pozwala zmniejszyć liczbę posiadanych kosiarek, termosów, namiotów itd. Przy czym Finowie nie należą do społeczeństw jakoś szczególnie oszczędnych. Nie żyją ascetycznie, lubią samochody z dużymi silnikami, ich lasy wcale nie są takie dzikie i dziewicze, traktują je bardziej jak rolnicy pola: muszą dawać zysk, są więc intensywnie cięte i sadzone.

Zresztą operatorzy miejskiej elektrociepłowni w Lahti zapewniają, że żadne drzewo nie zostało wycięte na potrzeby funkcjonowania zakładu, bo spala się wyłącznie odpady pochodzące z innych branż przemysłu, ale pośrednio presja na lasy i tak jest wywierana, bo przecież skądś kawałki drewna trafiające do linii technologicznej się biorą.

Czytaj też: Ekologia i samorządy. Ukryta cena Polskiego Ładu

Finom walka o środowisko się opłaca

Fińską specjalnością jest także opowieść o własnych sukcesach w dziedzinie ekologii. O przejściu długiej i krętej drogi, dla której punktem wyjścia był kataklizm zanieczyszczeń. O jakimś impulsie, który uruchomił zbiorowy wysiłek na rzecz zmiany. O wsparciu naukowców, którzy suflowali instrukcje rozwiązywania problemów, oraz biznesu, który znajdował praktyczne i spinające się finansowo technologie. Dziś ich eksport jest przedmiotem troski związku przedsiębiorców i rządu. Finowie walki o lepszej jakości środowisko nie traktują bezinteresownie, bo są jednym z tych społeczeństw, które zarabiają na przestawieniu wajchy rozwoju na bardziej zielone pola.

Jednocześnie takie podejście nie jest wypadkową jakiegoś planowanego wyrachowania czy biznesowej hipokryzji, bardziej zorientowania się na pewnym etapie, że stan środowiska się pogorszył i niekorzystnie wpłynął na styl życia wielu ludzi, np. zanieczyszczone jeziora nie pozwalały rybakom zarabiać. Stąd także w Finlandii tak wielkie załamywanie rąk nad stanem Bałyku.

Oczywiście Finowie mają tę przewagę, że ich stać. Mogą budować – jak w Lahti – wielorodzinne budynki z drewna, znakomicie je ocieplić i naszpikować nowoczesną elektroniką sterującą ogrzewaniem, wentylacją itd. Obywatele nie pracują jak w kieracie, mają więc czas – jest też taka tradycja – by się oddolnie organizować i działać na rzecz wspólnego dobra lokalnej społeczności. Wreszcie dzieci już od przedszkola dowiadują się, jaka jest wartość środowiska, i spędzają mnóstwo czasu na łonie przyrody.

Czytaj też: Polityczny spór o środowisko

Polska szarpanina o klimat

Z polskiej perspektywy brzmi to wszystko co najmniej fantastycznie. Naszym kłopotem jest to, że powinniśmy próbować ograniczyć wpływ na środowisko, w tym na atmosferę, w bardzo przyspieszonym tempie. Wszystko trzeba robić na raz, w kraju gęściej i liczniej zamieszkanym, przy innych budżetach, z innym miksem energetycznym, z masą powstających na tym tle napięć społecznych. Część wysiłków ponoszą sami obywatele, montując indywidualne instalacje fotowoltaiczne, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to bardziej ucieczka przed wysokimi cenami prądu i efekt niemal zerowego oprocentowania lokat bankowych, zachęcający do inwestycji w cokolwiek.

Nasze wysiłki przypominają więc bardziej szarpaninę pod presją czasu niż – jak w fińskim przypadku – realizację starannie przygotowanej strategii. A przynajmniej opowieści o niej.

Czytaj też: Czego Polska chce w zamian za neutralność klimatyczną

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną