Polacy wyszli na ten mecz tak skupieni na tym, że mają Szwedom strzelić gola, że zapomnieli porządnie bronić. Przy stanie 0:2 mecz wydawał się już nie do odwrócenia, ale pogoń była ładna, wlała jeszcze trochę emocji w ostatnie pół godziny spotkania. Lewandowski przymierzył, tak jak to tylko on w naszej reprezentacji potrafi, zmazał plamę z pierwszej połowy, kiedy w sobie tylko wiadomy sposób zachował się jak amator z okręgówki i nie trafił do pustej bramki z kilku metrów.
Czytaj też: Fenomen Lewego
Euro 2020. Tego w meczach ze Szwecją robić nie wolno
Przegraliśmy ten mecz w pierwszej połowie, słabszej w przekroju całego spotkania, co stało się w naszym wykonaniu smutną regułą na tych mistrzostwach. I czego logiczną konsekwencją jest odpadnięcie z turnieju, bo zespół, któremu wystarcza jakości gry na jedną meczową połówkę, słusznie pakuje walizki. Remis z Hiszpanią okazał się cenny, ale szybko został zdewaluowany. Polacy pokpili sprawę przegraną ze Słowacją. Jest to słaby zespół, który nie potrafił nijak odgryźć się Szwedom, a Hiszpanie podziurawili go jak durszlak. A i tak są nad nami w tabeli.
Z tego, co widać było na boisku, pomysłem na strzelenie gola Szwedom w pierwszej części gry były dośrodkowania w pole karne. Polacy wykonali ich chyba dobrze ponad 20, samych rzutów rożnych mieli osiem, ale problem w tym, że poza strzałem Lewandowskiego, a potem jego nieszczęsną dobitką, nic kompletnie z tego nie wynikało. Wrzutki z bocznych sektorów boiska są dokładnie tym, czego w meczach ze Szwedami robić nie należy, gdyż są to mężczyźni silni oraz obdarzeni słusznym wzrostem, a do tego stali w polu karnym gęsto niczym w kolejce na szczepienie. Czas leciał, jałowość gry Polaków raziła, sytuacja zalatywała beznadzieją.
Jeśli taką koncepcję nakreślił selekcjoner Sousa, należy się z nim z miejsca rozstać. Jeśli autorstwo planu należy przypisać piłkarzom, Sousa sam powinien zrezygnować, bo ma w drużynie sabotażystów.
Czytaj też: Bóle futbolowe
Euro 2020. Najczarniejszy z czarnych scenariuszy
Jeden punkt w trzech grupowych meczach i koniec turnieju już po fazie grupowej to jest najczarniejszy z czarnych scenariuszy, jakie były kreślone przed mistrzostwami. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że pomór wśród napastników (Piątek i Milik) przed turniejem zrobił swoje, a Lewandowskiemu ewidentnie brakowało w polu karnym i okolicach wsparcia. Kontuzja Modera, który coraz częściej na boiskach daje dowody, że jest piłkarzem myślącym, też trafiła się nie w porę, bo Krychowiak jest niestety cieniem pomocnika, jakim był w tym sezonie w klubie.
Takich cieni znów na ważnym turnieju było w reprezentacji Polski zbyt wiele. Szybka gra, wymienność pozycji, prostopadłe podania w pole karne – czyli sól dzisiejszej piłki – to dla elity elit polskiego piłkarstwa wciąż czarna magia.
Tacy właśnie, niedosoleni, odpadamy. Futbol rzadko bywa niesprawiedliwy.
Czytaj też: Co się stało, Polacy. Euroemocje i polskie nadzieje