O tym, że wariant delta wskrzesza w Brytyjczykach lęk przed kolejnym lockdownem, wiadomo już od tygodni. Z powodu sporej liczby nowych przypadków koronawirusa, liczonych już w dziesiątkach tysięcy na dobę, odłożono zniesienie ostatnich restrykcji, a rząd Borisa Johnsona utrzymuje izolacjonistyczny kurs względem przybyszów z zagranicy, nakładając na nich kwarantannę, a często wręcz utrzymując zamknięte granice.
Więcej zakażeń, ale mniej zgonów
Choć rzeczywiście dane płynące teraz z Wysp nie mogą napawać optymizmem – w niedzielę 4 lipca zanotowano 24 248 nowych przypadków, w tydzień to wzrost o ponad 66 proc. – to jest statystyka, nad którą warto pochylić się nieco dłużej. Idą w górę wskaźniki zachorowań, ale spada liczba ofiar śmiertelnych. Znacznie wolniej niż krzywe liczby chorych rosną też wykresy hospitalizacji i osób podłączonych do respiratorów. Innymi słowy, Brytyjczycy chorują częściej, ale wszystko wskazuje, że łagodniej niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Podobnie ma się sprawa w Izraelu, który od początku akcji szczepień na covid-19 wyrastał na jej jednoznacznego lidera. Reszta świata patrzyła z podziwem, jak Izraelczycy przyjmowali zastrzyki w tempie rekordowym, niespecjalnie różnicując przy tym grupy społeczne, którym podawali preparaty. Niemal od razu uwolnili kolejki, podając szczepionki wszystkim chętnym, przynajmniej na koniec każdego dnia.
Dziś dane o zachorowaniach znowu rosną, i to poważnie – na tyle, że