Schumanowi marzyło się życie zakonne. – Ale dał się przekonać przyjaciołom, że czas powojenny wymaga odłożenia marzeń i służenia ludziom swoimi umiejętnościami politycznymi w cywilu – mówi Róża Thun, była szefowa polskiej fundacji jego imienia. Wśród jej założycieli był Tadeusz Mazowiecki i Władysław Bartoszewski. Thun organizowała i prowadziła Parady Schumana w Warszawie.
Jak łączył religię z polityką? – „Kochaj bliźniego swego” było motorem jego działań. Chciał zabezpieczyć następne pokolenia przed koszmarem, którego doświadczyło jego pokolenie. Chciał przekonać poranione społeczeństwa Europy do wzajemnego wybaczenia sobie.
Wspólny fundament rozwoju
Schuman wiedział, że Europy nie zbuduje się za jednym zamachem ani na podstawie jednego planu. Że trzeba działać solidarnie i usunąć źródła nawracających konfliktów między Francją a Niemcami. Dlatego jako minister spraw zagranicznych Francji zaproponował w historycznym przemówieniu 9 maja 1950 r., aby poddać produkcję węgla i stali wspólnemu nadzorowi. I zaprosił do projektu inne europejskie kraje. Wspólny fundament rozwoju ekonomicznego byłby pierwszym krokiem ku federacji europejskiej.
Mowa, nazwana później Deklaracją Schumana, łączyła konkret z wizją. Konkretem była propozycja stworzenia wspólnoty węgla i stali, czyli dwóch podstawowych surowców potrzebnych do prowadzenia wojny. Schuman zakładał, że koordynacja produkcji we Francji i Niemczech spowoduje, że kolejna wojna między nimi będzie niemożliwa. Wizja dotyczyła przyszłości: Europa może dać przykład światu, jak budować trwałe, ekonomiczne i ideowe podstawy rozwoju i pokoju.
Wszystko to się spełniło: kolejna wojna niemiecko-francuska dotąd nie wybuchła, a powołana rok po przemówieniu Schumana Europejska Wspólnota Węgla i Stali stała się zalążkiem Unii Europejskiej.
Robert Schuman. Wizjoner czy zdrajca?
Dlaczego Schuman? Najprostsza odpowiedź: bo przezwyciężył egoizm nacjonalizmu. Pomogły mu w tym osobiste doświadczenia życiowe i uniwersalizm wiary chrześcijańskiej, którą wyznawał. Urodzony w Luksemburgu w 1886 r., dorastał w Metz, stolicy Alzacji-Lotaryngii, włączonej do Niemiec po wojnie francusko-pruskiej w 1871 r. Studiował na niemieckich uniwersytetach, m.in. prawo w Berlinie.
Nie poszedł na front podczas I wojny światowej z powodu słabego zdrowia. Gdy po jej zakończeniu wrócił do Francji, Schuman – już obywatel francuski – rozpoczął karierę polityczną jako deputowany do parlamentu z ramienia partii republikańsko-chadeckiej. Przeprowadził ustawy ułatwiające dostosowanie systemu prawnego Lotaryngii do prawa francuskiego. Tropił korupcję w regionalnym hutnictwie i kolejnictwie. Jako praktykujący katolik starał się kierować w działalności politycznej katolicką nauką społeczną zachęcającą do szukania dobra wspólnego.
Jednak strach przed wybuchem nowej wojny spowodował, że zaakceptował korzystne dla Hitlera układy monachijskie, a po klęsce Francji w 1940 r. wszedł do rządu Vichy – był ministrem ds. uchodźców. Jako konserwatysta niechętny komunizmowi poparł przejęcie władzy przez marszałka Philippe’a Pétaina (skazanego po wojnie na dożywocie za zdradę stanu), ale po kilku miesiącach ustąpił ze stanowiska.
Wkrótce został aresztowany przez gestapo. Udało mu się uciec, ukrywał się w klasztorach, nawiązał kontakty z wysiedlonymi i uchodźcami z jego stron rodzinnych – ponownie włączonych do III Rzeszy. Mimo to został napiętnowany jako współpracownik Pétaina. Domagano się jego ukarania. Napisał do gen. Charlesa de Gaulle’a prośbę o interwencję i lider Wolnych Francuzów ostatecznie stanął w jego obronie.
Działał w polityce niemal do śmierci w 1963 r. Był ministrem finansów zwalczającym inflację, przez kilka miesięcy premierem, zmagającym się ze strajkami komunistycznych związków zawodowych, ministrem spraw zagranicznych. W tej ostatniej roli opowiadał się za sojuszem z USA, a zarazem za jednością Europy Zachodniej wobec sowieckiego zagrożenia. Poparł też przystąpienie Francji do planu Marshalla.
Deklaracja Schumana i Dzień Europy
Mimo ogromnych zniszczeń wojennych demokratyczna Europa Zachodnia szybko stawała na nogi. Schuman był zarazem zwolennikiem jedności europejskiej i współpracy z USA. Energicznie wspierał stworzenie NATO i wspólnej europejskiej polityki obronnej. W tym punkcie napotkał silny opór ze strony zwolenników de Gaulle’a i poświęcił resztę politycznego życia szefowaniu zalążkowi dzisiejszego Parlamentu Europejskiego.
W politycznej historii Europy zapewnił sobie miejsce jako twórca wspomnianej deklaracji, nazwanej później jego nazwiskiem, opracowanej z francuskim ekonomistą Jeanem Monetem i przyjętej przez ówczesnego chadeckiego kanclerza RFN Konrada Adenauera, a także rządy Holandii, Belgii, Luksemburga i Włoch. 9 maja, w rocznicę wygłoszenia Deklaracji Schumana, obchodzony jest Dzień Europy.
– Poświęcił się idei budowania wspólnoty zamiast mordowania się – uważa Thun. – Ale pomysł, by współpracować z Niemcami, dzielić się z nimi majątkiem i odpowiedzialnością, był [zaledwie kilka lat po wojnie – przyp. red.] dla większości Francuzów nie do przyjęcia. Gazety były pełne jego karykatur, nie szczędzono mu obelg i wyzwisk, od „zdrajcy” po „Szwaba”.
Zachodnia prasa komunistyczna uznała deklarację za „wepchnięcie Francji w łapy niemieckich i amerykańskich magnatów hutnictwa w Zagłębiu Ruhry”. Wszelako w konserwatywnym dzienniku „Le Figaro” Raymond Aron, wpływowy intelektualista, postawił wówczas tezę, że pomysł Schumana może się udać, jeśli będzie miał poparcie społeczne, wobec tego zachęcał socjalistyczną lewicę do włączenia się w jego realizację.
Czytaj też: Węgry Orbána na celowniku Europy
Europa musi dojrzeć
Ta oś sporu wciąż istnieje. W dobie trumpizmu i populizmu znów mnożą się ostrzeżenia, że projekt europejski – a Deklaracja Schumana z nim koresponduje – nie przetrwa bez poparcia Europejczyków i zaangażowania elit. To zaangażowanie powinno mieć wymiar ideowy, etyczny, tak by odnajdywali się w nim obywatele o różnych systemach wartości.
Dziś nie dyskutujemy o węglu i stali, tylko o dekarbonizacji i zrównoważonym rozwoju przemysłowym. O ocaleniu globalnego ekosystemu przed gospodarką chciwości, o cybernetycznej wojnie światowej, o rewolucji informatycznej, sztucznej inteligencji, o migracjach i pandemii, o demokracji partycypacyjnej, nierównościach społecznych, wykluczaniu, prawach kobiet, tuszowaniu pedofilii w Kościele i kryzysie katolicyzmu.
Gdzie tu miejsce dla wizji Schumana? Są tacy, którzy je widzą. W 2019 r. w Krakowie w ramach konferencji międzynarodowej o roli Kościoła katolickiego w integracji europejskiej głos zabrała szefowa luksemburskiej Fundacji Schumana, wieloletnia chadecka deputowana do europarlamentu Ria Oomen-Ruijten: „Europa musi dojrzeć do jedności. Nie może być tak, że będziemy mieli obywateli europejskich pierwszej i drugiej kategorii. Nie może być tak, że praworządność i wartości europejskie w krajach członkowskich UE są różnie traktowane”.
Sam Europejski Bank Centralny nie zagwarantuje dobrobytu, więc otwiera się pole do działania dla rzeczników korekt europejskiej gospodarki rynkowej w duchu społeczno-chrześcijańskim. Bo przecież katolicka nauka społeczna zakłada, że ludziom w potrzebie należy pomagać. Ale równie ważna dla wspólnoty europejskiej jest zasada stosowania się do zawartych porozumień. To praworządność, a nie władza, jest fundamentem UE.
Unia chce być blokiem politycznym, silnym i odpornym. Ale nie wszystkie państwa tego chcą i to jest obecnie wyzwaniem dla idei europejskiej. Innym, o którym mało kto chętnie dziś słucha, jest rozwiązanie kwestii migracyjnej. „Jako chrześcijanie – mówiła Oomen-Ruijten – nie możemy dopuścić do tego, żeby setki uchodźców ginęły w Morzu Śródziemnym albo były rabowane, torturowane, gwałcone w drodze do Europy”.
Podczas tej samej konferencji w Krakowie głos zabrał inny przedstawiciel luksemburskiej Fundacji Schumana Horst Langes. Jak sam się przedstawił słuchaczom, „matuzalem, który jest świadkiem czasu narodowego socjalizmu, faszyzmu, ucisku Polski”. Prosił młodych obecnych na spotkaniu, aby zrozumieli, że decydujące dla jego pokolenia było to, że zbudowało pokój i nawiązało porozumienie w Europie Środkowej. „Nie musimy dziś mówić, że jesteśmy jednym państwem, ale możemy mówić, że jesteśmy jednością w Europie i mamy wspólną wolę. A jako chrześcijanie nie chcemy uciekać od trudnych zadań”.
Robert Schuman – Luksemburczyk z urodzenia, wykształcony w Niemczech, rzymski katolik z przekonania i Francuz z serca – zapewne powiedziałby to samo dzisiejszej wspólnocie europejskiej.
Czytaj też: Czy Trybunał Przyłębskiej wykolei Polskę z europejskich torów?