Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Rząd PiS blokuje kandydaturę Marka Brzezinskiego na ambasadora USA

Mark Brzezinski odsłania tabliczkę z nazwą ulicy imienia swojego ojca Zbigniewa Brzezińskiego, 2018 r. Mark Brzezinski odsłania tabliczkę z nazwą ulicy imienia swojego ojca Zbigniewa Brzezińskiego, 2018 r. Krzysztof Kaniewski/REPORTER / EAST NEWS
Ekipa PiS otworzyła właśnie kolejny front zimnej wojny z USA. A ściślej, ze znienawidzoną przez nią demokratyczną administracją Joe Bidena.

Jak dowiadujemy się z portalu Onet.pl, rząd RP blokuje przyjazd do Polski nowego ambasadora USA, którym ma zostać Mark Brzezinski, prawnik, dyplomata i syn Zbigniewa Brzezińskiego. Powodem nieudzielenia mu tzw. agrément, jak w języku dyplomatycznego protokołu nazywa się aprobata udzielana przez przyjmujący nowego ambasadora kraj, ma być fakt, że Brzezinski... posiada rzekomo polskie obywatelstwo. Zanim więc uzyska zgodę naszego rządu, musi się go najpierw zrzec, uprzejmie prosząc o to prezydenta Andrzeja Dudę. Według władz polskich wymaga tego polska ustawa, zgodnie z którą obywatelem RP jest każda osoba, której co najmniej jedno z rodziców było lub jest Polakiem. Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz dementował we wtorek informację Onet.pl, twierdząc, że to „nonsens”, bo procedura udzielenia agrément dopiero się zaczęła i postępuje, ale portal podtrzymuje, że opublikowana historia jest prawdziwa i dysponuje potwierdzającymi to dokumentami.

Mark Brzezinski nie jest polskim obywatelem

Trudno otrząsnąć się z osłupienia na wiadomość, jakich argumentów używa rząd PiS, by przeforsować swoje, i niełatwo zrozumieć, o co mu właściwie chodzi. Mark Brzezinski nie uważa się za polskiego obywatela i mówi, że nim nie jest. Jest Amerykaninem, urodził się w USA, a jego ojciec, nieżyjący od 2017 r. były doradca prezydenta Jimmy′ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego, wyjechał z Polski jako dziecko, osiadł w USA i został obywatelem amerykańskim.

Wmawianie Markowi Brzezinskiemu, że ma polskie obywatelstwo, wygląda groteskowo, choćby dlatego że np. polscy Żydzi, którzy opuścili nasz kraj i starali się potem o uznanie ich polskiego obywatelstwa, spotykali się z odmową.

Kiedy brak zgody dla ambasadora

Ale polemika z legalistycznymi, absurdalnymi argumentami rządu RP nie ma oczywiście większego sensu. Jak za wszelką cenę chce się postawić na swoim, można użyć podobnych, równie pozbawionych sensu. W stosunkach międzynarodowych powody odmowy agrément dla kandydata na ambasadora są, z grubsza biorąc, dwojakie.

Po pierwsze, bywa, że osoba desygnowanego na placówkę dyplomaty budzi zasadnicze zastrzeżenia, gdyż powiedział on lub zrobił coś, co świadczy o jego nieprzyjaznej lub lekceważącej postawie wobec kraju, do którego się go wysyła. W drugim przypadku nie chodzi wcale o osobę nominata na ambasadora; nieważne, kim on jest, bo blokowanie przyjazdu jest po prostu sygnałem, że rząd kraju przyjmującego jest niezadowolony z polityki rządu kraju wysyłającego, i nie waha się tego okazać.

Syn „wielkiego Zbiga” to kandydat idealny

W przypadku Brzezinskiego o pierwszej ewentualności nie ma oczywiście mowy. Syn „wielkiego Zbiga” to kandydat idealny, nie tylko ze względu na swoje korzenie i znajomość języka, lecz i niezaprzeczalne kompetencje – był już ambasadorem w Szwecji, pracował w administracji Billa Clintona i doradzał na temat polityki zagranicznej Barackowi Obamie. Jako prawnik specjalizował się w sprawach naruszania międzynarodowych reguł antykorupcyjnych, a jako wysoki urzędnik Białego Domu koordynował pomoc USA dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej w umacnianiu rządów prawa. Taki zawodowy profil wskazuje, że dla rządu PiS byłby na pewno niełatwym partnerem.

Rząd „dobrej zmiany” jednak nie jest chyba na tyle naiwny, by sądzić, że jeżeli na placówce w Warszawie Brzezinskiego zastąpi ktoś inny, będzie bardziej pobłażliwy dla naruszania norm demokracji. Administracja Joe Bidena jasno dała do zrozumienia, że nie pozostanie wobec tego obojętna.

Czytaj także: W Stanach Bidena Kaczyński nie znajdzie sojusznika

Kolejny front zimnej wojny z USA

Chodzi więc o bardziej ogólne względy. PiS blokował już przyjazd ambasadora Niemiec, desygnowanego do Polski przez kanclerz Angelę Merkel. Napinanie muskułów w stosunkach z mocarstwami dobrze sprzedaje się na krajowym rynku – cała polityka zagraniczna obecnego rządu to głównie takie żałosne, bo czysto symboliczne, manifestacje „wstawania z kolan”. Ale mówimy teraz o relacjach z supermocarstwem, które jest najważniejszym sojusznikiem Polski. Ekipa PiS otworzyła kolejny front zimnej wojny z USA. A ściślej, ze znienawidzoną przez nią demokratyczną administracją Bidena. Najpierw były homofobiczne wypowiedzi ministra edukacji Przemysława Czarnka, nieliczące się z faktem, że społeczność LGBT to w Stanach ważna część demokratycznego elektoratu. Potem zmiany ustawowe utrudniające restytucję mienia ocalonych z Holokaustu – choć wprowadzone, trzeba przyznać, za aprobatą części opozycji (to temat bardziej skomplikowany). I wreszcie ostatnio kolejny atak na telewizję TVN – własność amerykańskiego koncernu medialnego Discovery. Przeprowadzony mimo wcześniejszej stanowczej interwencji w obronie niezależnej stacji podjętej przez poprzednią – wysłaną przez Trumpa – ambasador Georgette Mosbacher.

Zastanawia ta konfrontacyjna postawa ekipy dobrej zmiany, która wcześniej popisała się zwłoką z gratulacjami dla Bidena po jego zwycięstwie w wyborach. Czyżby przywódcy PiS liczyli, iż rządy obecnego amerykańskiego prezydenta nie potrwają długo – najwyżej do wyborów w 2024 r. – a dominacja demokratów w Kongresie jeszcze krócej? Niewykluczone, że mają nadzieję na „przeczekanie” tego koszmaru i jednocześnie wierzą, że Biden nie zmieni kursu Trumpa na ścisłą współpracę z Polską. A kiedy już Donald wróci do Białego Domu, a republikanie odzyskają kontrolę na Kapitolu, wszystko wróci do normy, bo nowa administracja nie będzie nas nękać pretensjami o sekowanie niezależnych mediów, restytucję mienia żydowskiego i inne kłopotliwe sprawy.

Czytaj też: TVN, czyli Głos Ameryki

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną