Szybki rzut oka na najświeższe dane dotyczące pandemii koronawirusa może wywołać efekt déjà vu – pod względem geograficznego rozkładu wyglądają tak samo jak w pierwszych tygodniach zarazy. Na początku marca 2020 r., zanim wirus ogarnął całą planetę, jego rozwój z największym niepokojem obserwowano przede wszystkim w kilku miejscach na świecie. Przez chwilę liderem rankingów zachorowań był Iran, wcześniej epicentrum zarazy znajdowało się w Azji Południowo-Wschodniej. Potem kryzys dotarł na południe Europy, które oddało palmę pierwszeństwa Wielkiej Brytanii. Tragedię na Wyspach przyćmiła skala zarazy w USA, z którą można było porównywać tylko sytuację w Brazylii i Indiach.
Wielka Brytania przyduszona kwarantanną
Prawie półtora roku później w walce z covid-19 zmieniło się praktycznie wszystko. Niedobór podstawowych środków ochrony osobistej zastąpiły masowe szczepienia, władze państwowe z lockdownów raczej wychodzą, niż je ogłaszają, świat przygotowuje strategie współistnienia z wirusem, a nie tylko walczy z nim o przetrwanie. Dziś głównym przeciwnikiem lekarzy i polityków jest wariant delta, wtedy jeszcze nieistniejący.
Z drugiej strony można uznać, że nie zmieniło się nic. Strach przed nową falą zachorowań pada na te same kraje, znów boją się one pełnego zamknięcia na jesieni, drżąc o przyszłość osłabionych gospodarek i z rozrzewnieniem wspominając dawno zapomnianą swobodę podróży międzynarodowych.