Upadek Afganistanu demokratycznego i powstanie Afganistanu talibskiego jawi się obserwatorom jako zapaść, historyczna zmiana i klęska zachodniej hybris, nietamowanej pychy przenoszenia wzorców europejskich tam, gdzie nie znajdą przyjaznego środowiska.
Czytaj też: Dramatyczne sceny na lotnisku w Kabulu
Afganistan. Wrażenie chaosu
Sceny są rzeczywiście szokujące: prezydent Aszraf Ghani uciekł do Tadżykistanu – z workami pieniędzy, jak złośliwie zauważają rosyjskie media. Armia i policja rozpływają się w powietrzu, a talibowie, którzy tydzień temu byli zaledwie grupami lokalnych watażków, nagle stają się wojskiem nacierającym karnie i jednocześnie na wszystkie miasta.
Interwenci amerykańscy, którzy tę dzisiaj już niewidzialną armię budowali przez 15 lat, kosztem 80 mld dol. oraz życia wojskowych i cywilów, uciekają z lotniska w Kabulu jak niepyszni. Afgańscy pracownicy zachodnich ambasad, NGO-sów i kontyngentów wojskowych rzucają się pod koła startujących samolotów, próbując wydostać się z kraju. Wrażenie chaosu i zerwania ciągłości jest nieodparte.
Marek Świerczyński: Dramat w Kabulu. Czy polskie władze reagują na czas?
Łącznik między rządem i talibami
A jednak wśród scen chaosu i załamania rzucają się w oczy zdjęcia i oświadczenia polityków uznawanego dotychczas przez świat rządu. Dr Abdullah Abdullah, wiecznie niespełniony tadżycko-pasztuński kandydat na prezydenta, oraz były prezydent Hamid Karzaj pozostali w Kabulu zdobytym przez talibów.