„Nie zapomnimy, nie wybaczymy, będziemy was ścigać i sprawimy, że zapłacicie za to” – powiedział Joe Biden po samobójczym ataku terrorystycznym w Kabulu, w wyniku którego zginęło 170 Afgańczyków i 13 żołnierzy amerykańskich. Mocne słowa prezydenta zapowiadają zemstę USA za zbrodnię, której dokonało tzw. Państwo Islamskie, a ściśle jego lokalna filia znana pod skrótem ISIS-K, działająca w Afganistanie z rozgałęzieniami na Pakistan i sąsiednie kraje Azji Środkowej (w nocy czasu polskiego amerykańskie wojsko poinformowało o ataku z użyciem dronów we wschodnim Afganistanie, którego celem miał być pomysłodawca czwartkowego zamachu).
ISIS-K to ugrupowanie słynące ze szczególnej nawet jak na dżihadyzm brutalności i okrucieństwa, urosło w siłę po zwolnieniu przez talibów z więzień tysięcy jego bojowników-terrorystów. Co jednak mogą zrobić Stany Zjednoczone, aby ostrzeżenie Bidena nie okazało się pobrzękiwaniem szabelką bez pokrycia w czynach?
Czytaj też: Zamach w Kabulu. Zło odradza się bardzo szybko
Afganistan. Byle uniknąć powtórki z lat 90.
Nie chodzi oczywiście tylko o odwet, jednorazową akcję, która poprawiłaby samopoczucie zranionej Ameryki. Stawką jest zapobieżenie powstaniu w Afganistanie trwałej, silnej bazy ISIS, w której organizacja ta mogłaby przygotowywać kolejne ataki terrorystyczne na amerykańskie cele. Inaczej mówiąc: chodzi o to, by nie powtórzyła się historia z końca lat 90., kiedy ze swej bazy w Afganistanie