Chińska Republika Ludowa będzie gotowa do inwazji na Republikę Chińską, czyli Tajwan, „na pełną skalę” w 2025 r., a już teraz napięcie między dwoma rządami roszczącymi sobie tytuł wyłącznych reprezentantów Chińczyków jest najwyższe od 40 lat. Tak przynajmniej twierdzi Chiu Kuo-cheng, minister obrony Tajwanu. Pozornie trudno z nim dyskutować, zwłaszcza w kontekście coraz agresywniejszych prowokacji Pekinu. Tylko w ciągu ostatnich kilkunastu dni samoloty wojskowe różnych typów, od zwiadowczych i transportowych przez myśliwce wielozadaniowe po strategiczne bombowce zdolne do przenoszenia ładunków jądrowych, wleciały w tajwańską strefę identyfikacji obrony powietrznej ponad 150 razy. To rekord.
Chiny–Tajwan. Będzie wojna?
Najnowsze doniesienia „Wall Street Journal” potwierdzają, że także Stany Zjednoczone, zdecydowanie najważniejszy sojusznik Tajwanu i gwarant bezpieczeństwa wyspy, traktują sytuację poważnie. Nieformalne porozumienie Waszyngtonu i Pekinu zakłada, że Amerykanie nie będą stacjonować na wyspie. Ale dziennikarze odkryli, że od co najmniej roku wojska specjalne i piechoty morskiej USA są na miejscu, by szkolić armię na wypadek chińskiej inwazji.
Czy ten atak jest już więc tylko kwestią czasu? Władze w Pekinie od dawna tak twierdzą – to, co z dużym nagięciem historii nazywają „reintegracją” Tajwanu, jest jednym z głównych celów polityki zagranicznej Xi Jinpinga. Jednak prawdopodobieństwo wojny pozostaje bardzo niewielkie.
Co do zasady nikt nie ma wątpliwości, że w starciu jeden na jeden ChRL byłaby w stanie pokonać Tajwan. Choć analitycy mają różne szacunki, jak bardzo jednostronna byłaby to walka, to ostateczne zwycięstwo Pekinu raczej nie ulega wątpliwości.