Do Waszyngtonu przybędzie wkrótce nowy ambasador Rzeczpospolitej Marek Magierowski, który analogiczną placówką kierował niedawno w Izraelu, przedtem pracował w pionie spraw zagranicznych rządu RP, a jeszcze wcześniej był znany jako dziennikarz. W stolicy USA Magierowski stanie przed niezwykle trudnym zadaniem. Każdy dyplomata obcego państwa musi tu rywalizować ze stu kilkudziesięcioma kolegami z innych krajów o względy przywódców supermocarstwa, dla których Polska jest średnio ważna. Co gorsza, stosunki polsko-amerykańskie, choć sojusznicze, są dziś niezwykle chłodne za sprawą polityki rządu w Warszawie i jego ideologicznego konfliktu z demokratyczną administracją Joe Bidena.
Czytaj też: Biden nas opuścił. Czy powstanie europejska armia?
Waszyngton–Warszawa. Nie wszystko jest cacy
Sojusz wojskowy – dwustronne stosunki militarne i w ramach NATO – ma się co prawda dobrze. Na zbrojenia wydajemy więcej niż przeciętny członek NATO, kupujemy broń i sprzęt made in USA, a żołnierze amerykańscy wzmocnili swoją obecność w naszym kraju. Zakończona w piątek wizyta ministra obrony Mariusza Błaszczaka w Ameryce przebiegła gładko, jesteśmy coraz bliżej zakupu czołgów Abrams, podobno najlepszych na świecie, chociaż krytycy zwracają uwagę, że drogich i bardzo ciężkich, co może wymagać specjalnych mostów na polskich rzekach.