W świetle innych decyzji Sáncheza, podjętych w odpowiedzi na protesty i awantury wokół często anachronicznych, nieprzystających do realiów ustaw, taki ruch może tylko dziwić. Po zapowiedzi zalegalizowania eutanazji i reformy tzw. ustawy kneblowej, przewidującej kary za obrazę rodziny królewskiej nawet w twórczości artystycznej, bardziej prawdopodobne wydawało się, że władze roztoczą nad pracownikami seksualnymi szerszą opiekę prawną, medyczną i fiskalną, niż że zechcą ich zdelegalizować. Ale premier poszedł pod prąd. Zgodnie z jego niedzielną decyzją prostytucja ma stać się w Hiszpanii zawodem wyjętym spod prawa.
Czytaj też: Czy pokolenie 1000 euro obali hiszpańską monarchię?
Sektor usług seksualnych
Przemawiając do delegatów Partii Socjalistycznej (PSOE) w czasie trzydniowego kongresu w Walencji, Sánchez stwierdził, że najwyższy czas unieważnić zawód, który wpędza tysiące kobiet w niewolę. Prostytucję zdekryminalizowano w Hiszpanii po referendum w 1995 r., ale wciąż budzi kontrowersje. 26 lat temu zdecydowano, że pracownicy seksualni nie będą poddawani karze, jeśli nie działają w przestrzeni publicznej. Karane jest sutenerstwo i jakiekolwiek formy pośrednictwa. Prawo jest jednak nieprecyzyjne i pomija wiele aspektów. Sánchez buduje więc narrację o porządkowaniu przepisów i mówi o bezpieczeństwie kobiet.