Były socjaldemokratyczny premier Norwegii Jens Stoltenberg, od siedmiu lat stojący na czele politycznych struktur NATO, to polityk i dyplomata znany z niezwykle wyważonego języka i do bólu ostrożny. Dlatego gdy publicznie przedstawił wizję broni atomowej we wschodnich krajach NATO, i w dodatku zrobił to w Berlinie, było jasne, że czas, miejsce i treść jego wypowiedzi nie są przypadkowe.
Na płynącej po Szprewie barce, gdzie przemawiał na zaproszenie niemieckiego Stowarzyszenia Atlantyckiego, słuchali go polityczni doradcy, dziennikarze i eksperci od bezpieczeństwa i polityki międzynarodowej. Chodziło o to, by słowa dość zaskakujące dla szerokiej publiczności dotarły do niemieckiej klasy politycznej, która właśnie teraz finalizuje rozmowy koalicyjne przed stworzeniem nowego rządu.
Nie jest tajemnicą, że kwestia przyszłości odstraszania nuklearnego NATO i udziału Niemiec w sojuszniczym porozumieniu dotyczącym broni nuklearnej jest jedną z najgorętszych w całym pakiecie bezpieczeństwa i obronności. Przyszłość niemieckiego zaangażowania w NATO Nuclear Sharing wcale nie jest pewna. Szczegóły porozumienia rzędowego mają być przedstawione w najbliższą środę, a zatem Stoltenberg wykorzystał ostatnią okazję, by wywrzeć sojuszniczą presję. Właśnie to było głównym powodem tak mocnego oświadczenia polityka, który na co dzień tak mocnych oświadczeń unika.