Nieznane jest miejsce przetrzymywania ani stan zdrowia 76-letniej laureatki Pokojowego Nobla, do niedawna de facto narodowej i politycznej przywódczyni Mjanmy (Birmy). Jej prawnicy mają zakaz podawania informacji o przebiegu procesu. Są obawy, że na jednym wyroku się nie skończy. W sumie może być skazana na 104 lata więzienia lub internowana pod sfabrykowanymi oskarżeniami. Niegdyś symbol demokratycznych aspiracji Birmańczyków i w jakimś stopniu innych narodów w tym regionie Azji – gaśnie w oczach.
Czytaj też: Proces jak z Kafki. Czy Mjanma popadnie w wojnę domową?
Aung San Suu Kyi. Trzeba zaprotestować
Niektóre zarzuty są absurdalne: jak machanie do obywateli z maseczką sanitarną na twarzy lub nielegalne posiadanie radiotelefonów. W rzeczywistości chodzi o jej eliminację z birmańskiej polityki, w której była numerem jeden. Armia obawiała się ograniczenia swych ogromnych wpływów i interesów materialnych pod rządami demokratycznymi. Pretekstem tegorocznego puczu było rzekome sfałszowanie wyników wyborów parlamentarnych, w których Liga Demokratyczna Suu Kyi zdobyła większość mandatów.
Taki polityczny damski boks w wykonaniu mundurowych budzi obrzydzenie i zasługuje na protest międzynarodowej opinii publicznej. Birma po puczu wojskowych weszła w okres chaosu. Sympatycy bardzo popularnej Suu Kyi wyszli na ulice.