Anglicy chcieli wyjść z Unii, proszę bardzo, ich sprawa – mówi mieszkaniec francuskiej wsi nad kanałem La Manche. – A teraz pytam, kto ma płacić za tych, którzy chcą się TAM dostać?! I wskazuje białe klify Brytanii. Potem opowiada francuskiej telewizji publicznej, jak to migranci dostają się w te okolice. Jego mała społeczność musi się przybyszami zaopiekować, wyżywić. A przecież „życie we Francji ich nie interesuje”. I puenta: koszty pobytu migrantów powinni ponosić Brytyjczycy.
Media wciąż prześcigają się w relacjonowaniu tego ostatniego etapu „podróży marzeń” przez kanał. W BBC można zobaczyć te dramatyczne chwile, dla wygody widzów dokładnie sfilmowane dronami. Z kolei w jednej z francuskich relacji tłum osób w pomarańczowych kapokach wsiada na średniej wielkości ponton z silnikiem. Choć jednostka, wyraźnie przeciążona, niebezpiecznie się chyboce, wyruszają.
Do tej pory punktem wypadowym w kierunku Wielkiej Brytanii było najbliższe Calais – 39 km do wymarzonego kraju. Ale migranci przenoszą się do innych miejscowości, nawet jeśli rosnąca odległość pomnaża ryzyko. Na przykład do Ambleteuse w regionie Pas-de-Calais, której mer bez entuzjazmu opowiada, że migranci ukryli się na wydmach i tylko czekają na stosowny moment, aby ruszyć w kierunku Wielkiej Brytanii. „Nie sposób ich powstrzymać”. I rzeczywiście, młody chłopak z Egiptu opowiada przed kamerą, jak francuska policja ich zatrzymuje, wypuszcza i tak od nowa. On w każdym razie nie zamierza wracać do domu, będzie próbował do skutku.
Nauczka dla Londynu
W 2021 r. liczba nielegalnych migrantów, którzy dotarli do brytyjskich wybrzeży, stale rośnie. I to znacząco! W kwietniu było poniżej 2,5 tys. osób, w październiku – już ponad 17 tys.