Widok Nur-Sułtana, stolicy Kazachstanu wzniesionej pośród stepów w zasadzie od zera, nie licząc istniejącego w tym miejscu za czasów ZSRR blokowiska (nazywanego dziś „Starym Miastem”), może sprawić mylne wrażenie, że jesteśmy oto w bogatym, stabilnym i dobrze się rozwijającym kraju. W rzeczywistości pod tą powłoką tliło się już od dawna zarzewie tego, co dziś w Kazachstanie wybucha.
Kazachstan. Zaczęło się od LPG
Powodem bezpośrednim było podniesienie ceny LPG, na którym jeździ wielu Kazachów. Rząd już zdążył pod naciskiem ulicy się z podwyżek wycofać, a następnie złożyć dymisję, prezydent Kasym Dżomart Tokajew pousuwać z władz ludzi związanych z „pierwszym prezydentem” i nieformalnym przywódcą kraju Nursułtanem Nazarbajewem (to on wzniósł nową kazachską stolicę, to jego imię ona nosi i to on jest „ojcem” niepodległego Kazachstanu i jego modelu ekonomiczno-politycznego, będącego mieszanką wzorów wschodnioazjatyckich i poradzieckich) – ale zamieszki nadal trwają.
Oligarchowie, szczególnie ci związani z klanem eksprezydenta, uciekają z kraju, budynki rządowe, szczególnie w dawnej stolicy – Ałmaty – przechodzą z rąk protestujących w ręce policji i wojska, na ulicach słychać strzały i krzyki, a media obiegają zdjęcia obalanych pomników „pierwszego prezydenta”.
Czytaj też: Kazachstan ma trochę dość
Putin ma szczęście, że nie rządzi Kazachami
Kazachskie media rządowe szaleją.