Roberta Metsola, eurodeputowana z Malty reprezentująca chrześcijańską demokrację, to trzecia kobieta na tym stanowisku po Simone Veil i Nicole Fontaine. Najmłodsza dotychczas piastująca tę funkcję (w dniu wyborów obchodziła 43. urodziny), wygrała dużą większością głosów: na „tak” było 458 deputowanych na 690, do elekcji wystarczyłoby 309. Było to możliwe dzięki poparciu socjalistów. Europejska Partia Ludowa, której kandydatką była Metsola, obiecała im pięć z 14 stanowisk wiceprzewodniczącego PE i fotel szefa Konferencji Przewodniczących Komisji, konwentu seniorów PE.
Roberta Metsola wstrzymuje się od głosu
Łatwo nie było, bo Metsola jest znana z antyaborcyjnych poglądów. Ale by zostać wybrana, poszła na kompromis. Obiecała i powtórzyła to publicznie po zwycięstwie, że uznaje stanowisko Parlamentu Europejskiego w kwestii praw reprodukcyjnych kobiet i będzie je reprezentować i promować. A sama w głosowaniach dotyczących aborcji nie planuje brać udziału.
Do tej pory głosowała przeciw. W 2015 r. – przeciw rezolucji Marca Tarabellego, socjalisty z Belgii, o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn, w której jeden z artykułów dotyczył zapewnienia łatwego dostępu kobiet do antykoncepcji i możliwości aborcji. I rezolucji chorwackiego polityka Predraga Maticia o swobodnym dostępie do usług ochrony zdrowia, zwłaszcza w zakresie zdrowia reprodukcyjnego i ochrony praw reprodukcyjnych i seksualnych kobiet, która określała aborcję jako jedno z „podstawowych świadczeń zdrowotnych”, a powoływanie się na klauzulę sumienia uznawała za odmowę udzielenia pomocy medycznej.
Później, w 2021 r., gdy Parlament Europejski przyjął rezolucję o zdrowiu seksualnym i reprodukcyjnym, wstrzymała się od głosu. Europosłowie wezwali wtedy wszystkie kraje Unii do zagwarantowania, by aborcja na życzenie była legalna we wczesnej ciąży, a w razie potrzeby – również później, jeśli zagrożone jest zdrowie lub życie kobiety. Metsola nie przyłączyła się do tego apelu. – Głosowałam w ten sposób, bo to zgodne ze stanowiskiem mojego kraju, który reprezentuję w parlamencie – tłumaczy.
Malta za prawami LGBT, przeciw aborcji
Malta jest jedynym poza Watykanem państwem w Europie, gdzie obowiązuje całkowity zakaz aborcji. Nawet gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety. Kodeks karny kryminalizuje aborcję od 1854 r., od kiedy wszedł w życie, a w 1981 prawo jeszcze zaostrzono, nie pozwalając na przeprowadzenie zabiegu ze ścisłych wskazań medycznych. Maltańskie przepisy są najbardziej restrykcyjne w Unii – karane są również kobiety. Za przerwanie ciąży grozi kara do trzech lat więzienia dla kobiety i do czterech dla lekarza. Za przepisanie lub sprzedanie leków, za pomocą których można dokonać aborcji, grozi od 18 miesięcy do czterech lat więzienia, a za nieumyślne spowodowanie poronienia – do sześciu miesięcy.
Wchodząc do Unii, Malta wynegocjowała klauzulę gwarantującą, że unijne prawo nie zmieni jej przepisów dotyczących aborcji. A w 2016 r. stała się najbardziej postępowym krajem w Europie pod względem praw osób LGBTIQ. Wtedy wprowadzono tam pierwszy na kontynencie zakaz terapii konwersyjnej (pseudonaukowa praktyka polegająca na próbach zmiany orientacji seksualnej z homoseksualnej lub biseksualnej na heteroseksualną). Rok później parlament Malty zalegalizował małżeństwa homoseksualne. Tęczowe hasło „Przeszliśmy do historii” wyświetlone na budynku siedziby premiera miało pokazać, że Malta jest orędowniczką praw mniejszości w Europie. Tak jakby postępową polityką w stosunku do mniejszości seksualnych chciała zrekompensować swoje stanowisko w sprawie praw kobiet.
Religijność Malty można porównać tylko z Watykanem, a tradycyjne społeczeństwo powszechnie popiera zakaz aborcji, który jest postrzegany jako część tożsamości narodowej. W mediach społecznościowych powszechna jest teoria spiskowa, zgodnie z którą zagraniczne siły mają złowieszczy plan narzucenia aborcji Maltańczykom. W tym postkolonialnym państwie kwestie suwerenności i obrony tradycji są bardzo istotne. A zakaz aborcji uchodzi za tradycję, jest swego rodzaju manifestacją suwerenności i oporu wobec zewnętrznych wpływów. Trudno to pogodzić z integracją kraju z UE.
Czytaj też: Najazd ciężarówek na UE. Nowa odsłona Konwoju Wolności
Podróż przez niedemokratyczną Europę
Musi sobie z tym poradzić Roberta Metsola, która urodziła się i wychowała w St. Julian’s na Malcie, jednak dorosła na kontynencie i zjednoczona Europa jest dla niej drugą, równie ważną ojczyzną.
Jeszcze jako studentka prawa Uniwersytetu Maltańskiego w 2003 r. była organizatorką kampanii na rzecz przyłączenia do Unii dziesięciu państw: Cypru, Czech, Estonii, Litwy, Łotwy, Malty, Polski, Słowacji, Słowenii i Węgier. – Mieliśmy dwie furgonetki i zorganizowaliśmy objazd uczelni i uniwersytetów w tych krajach, żeby agitować za przyłączeniem do Unii – opowiada Metsola, od pierwszego roku studiów należąca do organizacji, która w 2000 r. wstąpiła do studenckiej „międzynarodówki” European Democrat Students. Ona została sekretarzem generalnym EDS. – Przez trzy miesiące jeździliśmy po Europie. Ja byłam koordynatorką kampanii, mieszkałam wtedy we Francji, więc nie jeździłam cały czas, ale byłam na Węgrzech, w Czechach i potem w Polsce. Spaliśmy w akademikach, najczęściej na ziemi, w śpiworach.
Przywozili ulotki, plakaty – to, co potrzebne do prowadzenia kampanii. W Polsce kontaktowali się z NZS i Młodymi Demokratami. – Już wtedy było widać różnice między tymi środowiskami – mówi Metsola. – Ale w sprawie Unii jeszcze mówili jednym głosem.
Nie ukrywa, że ta batalia o zjednoczoną Europę ukształtowała ją politycznie. To był najważniejszy czas. – Pamiętam ten entuzjazm, taki sam na Malcie, Cyprze, w Polsce czy na Litwie – mówi. – My wszyscy urodziliśmy się w krajach niedemokratycznych, ja co prawda pięć lat po odzyskaniu niepodległości przez mój kraj, ale wojska brytyjskie stacjonowały na Malcie do 1979 r. Dla nas Europa oznaczała wolność, demokrację, postęp, prawa obywatelskie. Tego Włosi czy Francuzi w naszym wieku nie doświadczyli.
Czytaj też: Bruksela bierze się za TK Julii Przyłębskiej
Mogła zrezygnować z polityki
Ludzi, których wtedy poznała, spotyka do dziś. Niektórzy są w Brukseli, jak Adam Bielan z PiS, z którym zetknęła się w Polsce w trakcie kampanii EDS na rzecz unijnej integracji. Inni są w swoich krajach, większość zaangażowała się w politykę, więc też ich drogi czasem się przecinają.
Metsola po kampanii i studiach prawniczych wyjechała na podyplomowe studia w Kolegium Europejskim w Bruges w Belgii, szkoły uchodzącej za kuźnię europejskich kadr. Po jej ukończeniu pracowała w maltańskim biurze UE jako attaché prawny. Potem była doradczynią prawną Catherine Ashton, wysokiej przedstawicielki Unii ds. zagranicznych, byłej najwyższej rangą dyplomatki UE. – Zajęło mi dziesięć lat, żeby dostać się do Parlamentu Europejskiego – mówi. – Mogłam w tym czasie zrezygnować z polityki.
Pierwszy raz kandydowała, gdy miała zaledwie 25 lat, w pierwszych wyborach na Malcie. Nie udało się. W 2009 r. znowu fiasko. Nie dostał się do Parlamentu Europejskiego także jej mąż Ukko Metsola, który kandydował w Finlandii. Poznali się w studenckiej międzynarodówce. W 2000 r., kiedy dołączyli maltańscy studenci, Ukko był przewodniczącym. Roberta, wtedy nazywała się Tedesco Triccas, po dwóch latach została sekretarzem generalnym EDS. Spotkali się w trakcie manifestacji w Helsinkach przeciwko dyktatorowi Łukaszence. – To była pierwsza rzecz, jaką zrobiliśmy razem – wspomina Roberta. – Trudno uwierzyć, że Łukaszenka wciąż jest u władzy.
Jesienią 2002 r. zostali parą. Byli pierwszym małżeństwem, które startowało w wyborach do Parlamentu Europejskiego z dwóch różnych państw. – Umówiliśmy się, że jeżeli jedno z nas się dostanie, drugie zrezygnuje z kariery politycznej – mówi Roberta.
Czytaj też: Klęska Węgier i Polski. Ważny wyrok TSUE
Entuzjazm pierwszego Erasmusa
Dla niej to była trudna kampania, bo prowadziła ją z dwójką małych dzieci. Luca miał dwa lata, Alec roczek. Mąż był w Finlandii, zaangażowany w swoją kampanię.
W 2009 r. Ukko, starszy o siedem lat, zrezygnował z kariery politycznej (wcześniej w Helsinkach pracował w parlamencie i biurze premiera). Związał się z Cruise Lines International Association (Clia), zrzeszającym organizatorów rejsów gigantycznymi wycieczkowcami. – Jeden polityk w rodzinie wystarczy – mówi Roberta. Dziś mają czterech synów, najmłodszy ma pięć lat. Dzielą się obowiązkami domowymi. – Tylko dzięki temu udaje mi się pogodzić rolę matki i polityczki. Mam bardzo dobrego męża. A kiedy jestem z nimi, wyłączam telefon.
Roberta dostała się do Parlamentu Europejskiego w 2013 r., gdy Simon Busuttil złożył mandat, bo został wybrany także do maltańskiego parlamentu. Zastąpiła go następna na liście Metsola. W kolejnych wyborach w 2014 i 2019 r. dostała największą liczbę głosów z kandydatów swojej partii (Partit Nazzjonalista). W listopadzie 2020 r. została wiceprzewodniczącą PE, zastępując Irlandkę Mairead McGuinness, która objęła funkcję komisarza.
W PE Metsola zajmowała się reformą regulacji dotyczących uchodźców. Bardzo aktywna w czasie kryzysu w 2015 r., dążyła do rozwiązań wspierających uchodźców. W 2016 r., w obliczu fali migracji z Syrii, przygotowała raport wzywający UE do przyjęcia „holistycznego podejścia”. Opowiadała się za relokacją. W ciągu pięciu lat Unia nie osiągnęła porozumienia w tej sprawie. – Chciałabym, żeby udało się za mojej prezydencji – mówi. – Mamy dwa i pół roku do następnych wyborów do Parlamentu Europejskiego. To będą trudne lata dla Europy: odbudowa gospodarki po pandemii, napięta sytuacja na Wschodzie. Wyzwań jest mnóstwo. Ale przede wszystkim marzę, żeby udało się nam w tym czasie wskrzesić tę nadzieję i ten entuzjazm, który pamiętam z początku wieku. Należę do pierwszego pokolenia Erasmusa, Europejczyków, którzy jednak pamiętają czasy Wałęsy i Havla.
Czytaj też: PiS i Fidesz, dwa bratanki