SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: – Co jest ostatecznym celem Putina w tej wojnie?
TIMOTHY SNYDER: – Nie ma tu wielkiej tajemnicy. Chodzi o zniszczenie Ukrainy jako państwa i zniszczenie ukraińskiego narodu. Chciałbym, żeby było jasne, że taki pomysł równa się ludobójstwu. Jeżeli realizacja takiego zamiaru będzie wymagała – a będzie – fizycznego zniszczenia całej inteligencji albo wysłania jej na Sybir, to tak się stanie.
Putin nie jest więc jakąś wersją soft Stalina, tylko przywódcą nie mniej niebezpiecznym?
Jest inny. Stalin nie wątpił w istnienie narodu ukraińskiego i trochę się go bał, stąd wziął się głód i terror w latach 30. Putin – który sądzi, że ukraińskiego narodu nie ma – zajmuje stanowisko radykalniejsze niż Stalin, bliższe stanowisku hitlerowskiemu o masie ludzi, którą można przez gwałt szybko przetworzyć.
Opuściliśmy więc już teren konwencjonalnej polityki i znaleźliśmy się na terenie klasycznej tyranii. Mamy do czynienia z niemłodym liderem, który myśli nie w kategoriach współczesności, ale w kategoriach wieczności. Z perspektywy Putina fakty nie mają właściwie wielkiego znaczenia, wszystkich dostrzeganych przez nas praktycznych barier albo nie widzi, albo uważa je za zachodnią propagandę czy pozory. W gruncie rzeczy jest przekonany, że świat wygląda tak, jak on go postrzega.
Czyli jak?
Od lat czytam Putina, przyglądam się temu, co mówi wprost. On uważa, że jest drugim Włodzimierzem Wielkim, że jego zadaniem jest dokończenie pracy Włodzimierza I sprzed tysiąclecia – Rosja ma się dopełnić, zjednoczyć z Ukrainą. Nie tylko fizycznie, terytorialnie czy politycznie, bardziej w sposób dialektyczny: póki nie ma zjednoczenia, nie ma Rosji, zaistnieje dopiero wtedy, gdy spoi się z Ukrainą.