Po półtoragodzinnej rozmowie z rosyjskim szefem dyplomacji Siergiejem Ławrowem stwierdził, że jest rozczarowany. On, minister spraw zagranicznych Ukrainy. Chciał mówić o kwestiach humanitarnych, o pomocy dla cywilów zabijanych przez rosyjskie bomby. Miał wszelkie pełnomocnictwa prezydenta Zełenskiego. Tymczasem Ławrow udawał, że nie ma przy sobie nawet numeru telefonu do Putina. Dmytro Kułeba uznał, że trudno rozmawiać o pokoju z kimś, kto wywołał wojnę i go nie chce.
Jeżeli Ławrow sądził, że Kułebę złamie i sponiewiera, to głęboko się pomylił. Kiedy rosyjski minister mówi, że przyjechał na spotkanie do tureckiej Antalyi, aby słuchać, to budzi sprzeciw demokratycznego świata. W Ukrainie giną ludzie, kobiety, dzieci, miasta zamieniają się w ruiny. Sumy, skąd Kułeba pochodzi, walczą i nie poddają się. Tak jak Charków, Mariupol, Kijów.
Kułeba mówi, że nie oczekiwał za wiele po spotkaniu z Ławrowem. Zna ten typ. Ale zrobi wszystko i będzie rozmawiał z każdym, jeśli miałoby to przybliżyć pokój w kraju. Tak widzi swoją rolę ministra spraw zagranicznych Ukrainy. Ale nie możemy przerwać wojny, jeśli nie zgadza się na to kraj, który ją zaczął – tłumaczy.
Czytaj też: Portret Kijowa. Złote kopuły i klątwa siedziby prezydenta
Dmytro Kułeba, rocznik 1981
Kułeba urodził się w jeszcze socjalistycznej Ukrainie w 1981 r.