Pat jest aż nadto widoczny: rosyjskie wojska beznadziejnie ugrzęzły dosłownie na wszystkich kierunkach. W dużej mierze dlatego, że chciały wszystkiego naraz. Postawiły sobie tyle celów militarnych, że nie były w stanie zrealizować większości z nich. Udało się jedynie nawiązać lądowe połączenie z Krymem, a i to nie do końca, bo heroiczna obrona Mariupola, który leży po drodze z Doniecka do Perekopu, blokuje i to. Z połączeniem kolejowym też jest raczej krucho, są bowiem odcinki wiodące z Doniecka do Melitopola i dalej, na Krym, między Tokmakiem a Wołnowachą, które kontrolują Ukraińcy.
W tej sytuacji Rosjanie mają kilka różnych opcji, które mogą realizować, by spróbować osiągnąć część założonych celów. Jedną z nich omówię.
Donbas. To by było logiczne
Rosjanie po wycofaniu części sił spod Kijowa i Chersonia i zdobyciu morza ruin, które niegdyś było Mariupolem, mogliby przerzucić pewne siły na kierunek doniecki, ługański i w rejon na wschód od Charkowa. Umiejętnie przeprowadzona ofensywa pozwoliłaby na podbój obwodów ługańskiego i donieckiego i poszerzenie korytarza na Krym. Potem mogłaby nastąpić tzw. pauza operacyjna; Rosjanie daliby odpocząć żołnierzom, naprawiliby sprzęt nadający się do naprawy, zgromadzili zapasy i uzupełnili stany osobowe. Dopiero potem można myśleć o wznowieniu ofensywy na Dniepr i Charków. Gdyby skoncentrowali się na tych celach, rzucając tu wszystkie siły i środki, mogliby zająć całą wschodnią Ukrainę do Dniepru, stworzyć jakieś marionetkowe państwo, nękane niepokojami, partyzantką i aktami sabotażu.