Maria Pietrowskaja, aktywistka z Niżegorodu, 19 marca stanęła na ulicy z plakatem „Rożaj sam” (Ródź sam) – przedstawiał Putina z rakietą zamiast dziecka w rękach. Kobietę aresztowano, doniósł na nią gorliwy patriota. Parę dni później policja przeprowadziła rewizję w mieszkaniu moskwianki, która wywiesiła w oknie girlandy w kolorach Ukrainy. Interweniował sąsiad z naprzeciwka. W klubie nocnym w centrum stolicy zatrzymano z kolei Ninę Zołotuchiną, bo krytykowała „operację wyzwalania Ukrainy z nazizmu”.
Pogadanki o wyzwalaniu Ukrainy
Głośna była ostatnio też historia nauczycielki z Korsakowa w obwodzie sachalińskim – 17 marca Marina Dubrowa została aresztowana i ukarana grzywną 30 tys. rubli (360 dol.) za dyskredytowanie armii. Na filmiku pt. „Świat bez wojny” śpiewała pacyfistyczną piosenkę w języku rosyjskim i ukraińskim. Nagrali ją uczniowie i podejrzewa, że policję zaalarmowali rodzice. W mediach wyjaśniała: „Chcę, żeby moi uczniowie byli wolnymi, myślącymi i porządnymi ludźmi. Sprawiedliwość i prawda ponad wszystko”.
Od początku wojny rosyjscy nauczyciele muszą wygłaszać w szkołach pogadanki o „wyzwalaniu Ukrainy”, w przeciwnym razie są zwalniani. W niektórych placówkach wywieszono wstążki z symbolem „Z”. Nauczyciele w Moskwie uczestniczą poza tym w spotkaniach z redaktor naczelną RT Margaritą Simonian i rzeczniczką MSZ Marią Zacharową, które tłumaczą im, jak „walczyć z fejkami w czasach wojny”. Instrukcje trafiły też na uniwersytety i mają być „wykorzystywane przy omawianiu aktualnych zagadnień”.
Student politechniki w Tomsku, który uczestniczył w tych prelekcjach, rozmawiał z dziennikarzami niezależnego portalu Meduza. Jak mówił, młodzież jest do pomysłu sceptycznie nastawiona. „To zwykła propaganda. Bez sensu. Wiele osób ma swoje opinie, wszyscy wszystko rozumieją” – opowiadał. Władze też to widzą; do rektoratu tomskiej uczelni wpłynęło pismo z kuratorium, sugerując „pobudzenie do myślenia studentów pierwszego roku i podniesienie frekwencji na wykładach politycznych”.
Obywateli władze zachęcają zaś, by informowali o „podejrzanych jednostkach”. Mieszkańcy Kaliningradu otrzymują SMS-y zachęcające do składania donosów na osoby rozpowszechniające fałszywe informacje o działaniach rosyjskiej armii w Ukrainie. Państwo, jak mogli przeczytać w wiadomości, w ten sposób „walczy z prowokatorami i oszustami”. Niezależna Mediazona podała, że podobne SMS-y otrzymują mieszkańcy jeszcze sześciu regionów: Moskwy, Ałtaju, Biełgorodu, Penzy, Saratowa i Samary.
Czytaj też: Dlaczego Rosjanie popierają Putina i wciąż chwalą Stalina
Sami zmieniamy się w bestie
Z kolei mieszkańcy Moskwy mogli znaleźć w skrzynkach broszurę informującą o zbieraniu podpisów pod listem do mera w sprawie „dobrostanu stolicy”, a przy okazji zachęcającą do donoszenia na sąsiadów. Redakcja „Nowych Izwiestii” tak to spuentowała: „To bolesne widzieć, jak sami zmieniamy się w bestie”.
„Dzisiejsze donosy różnią się od tych z lat 20. i 30. tylko retoryką” – uważa Aleksandra Bajewa, szefowa działu prawnego OVD-Info, watchdoga monitorującego protesty w Rosji. Jak dodaje, od rozpoczęcia inwazji na Ukrainę donosy przypominają raczej te z czasów stalinowskich (szacuje się, że złożono ich wówczas aż 4 mln) i są ewidentnie motywowane politycznie. Dziś to proste – wystarczy wypełnić stosowny formularz. Cenzura wojenna przewiduje kary grzywny w wysokości 5 mln rubli (ok. 60 tys. dol.), a nawet 15 lat więzienia. Wraca „Archipelag Gułag” – miliony obywateli trafiło tam pod fikcyjnymi i najbardziej absurdalnymi pretekstami.
Politycy Sprawiedliwej Rosji postanowili przywrócić tę praktykę. Stworzyli stronę z formularzem, ewidencja obywateli o nieodpowiednich poglądach trafia zaś prosto na biurko Aleksandra Bastrykinina, szefa Komitetu Śledczego FR. Jak przekonuje deputowany Dmitrij Kuzniecow, nie chodzi o żadne czystki polityczne, lecz o „miłość do ojczyzny” i patriotyzm.
Były prezydent Estonii: Rosję trzeba pokonać, zanim nas zniszczy
Służby dobrze poinformowane
Niepoprawnych politycznie obywateli można zadenuncjować, a jeśli zawczasu organy ścigania nie wyeliminują osób „stanowiących zagrożenie dla porządku konstytucyjnego”, można je aresztować za udział w nielegalnym zgromadzeniu. Od początku inwazji na Ukrainę zatrzymano ok. 15 tys. przeciwników wojny. W ostatni weekend według danych OVD-Info aresztowano 200 Rosjan w 17 miastach, większość w Moskwie i Sankt Petersburgu.
Przykładowo stowarzyszenie Wiosna, aby uniknąć prewencyjnego zatrzymania, miejsce protestu ogłosiło w ostatniej chwili (park Zariadie). Ale służby bezpieczeństwa były dobrze poinformowane. Przy wejściu do metra Kitaj-Gorod czekały policyjne suki, a w parku przeprowadzono obławę. Do aresztu trafili wszyscy spacerowicze.
Rosjan myślących krytycznie inspirują dziennikarze Dmitrij Muratow i Aleksiej Wenediktow. A ponieważ ich akurat nie można po prostu aresztować, są zastraszani. Muratow, naczelny „Nowej Gaziety” i laureat Pokojowej Nagrody Nobla, został napadnięty 7 kwietnia w pociągu relacji Moskwa–Samara. „Nieznani” sprawcy wtargnęli do przedziału, oblali go czerwoną farbą, wykrzykując: „To za naszych chłopców!”. 24 marca Wenediktow, jego kolega, były redaktor zlikwidowanego Echa Moskwy, znalazł pod drzwiami odciętą głowę świni, naklejkę z tryzubem i napisem „Judensau” (żydowska świnia).
Przemoc i represje nie zawsze są inspirowane z góry, obywatele działają także sami – niektórzy szczerze, inni pod presją. „Nie zmienia to faktu, że dokonuje się to wszystko ich rękami” – mówi Bajewa z OVD-Info. To samo zauważał w powieści „Zona” z 1982 r. dziennikarz i dysydent Siergiej Dowłatow. Jak pisał: „Nieustannie przeklinamy towarzysza Stalina. Tymczasem miliony donosów napisali zwykli ludzie radzieccy”.
Czytaj też: „Zaczystki” są specjalnością Rosjan. To nie faszyzm, tylko rusizm