Urodziła się niedaleko polskiej granicy w Rawie Ruskiej i od początku była nastawiona na sukces: rawskie liceum ukończone ze złotym medalem, Instytut Wojskowy Politechniki Lwowskiej ukończony z wyróżnieniem, potem prawo na Uniwersytecie Lwowskim, Akademia Administracji Publicznej przy Prezydencie Ukrainy, Ośrodek Studiów Wschodnich Uniwersytetu Warszawskiego i polska Krajowa Szkoła Administracji Publicznej.
W 2015 r. obroniła doktorat: zajmowała się sprawami lokalnej administracji i postulowała nadanie jej większych uprawnień. Powoływała się w tym względzie na doświadczenia polskie. Mało tego, Wereszczuk ma za sobą pięcioletni staż oficerki Sił Zbrojnych Ukrainy, burmistrzyni Rawy Ruskiej. Jej związki z partią Silna Ukraina Serhija Tihipki i – niebezpośrednie – z Partią Regionów Wiktora Janukowycza doprowadziły do jej rezygnacji z tego ostatniego stanowiska, co skomentowała krótkim stwierdzeniem, że „jest zmęczona ciągłymi atakami pseudopatriotów”. Ataki te musiały być (i były) naprawdę silne, skoro zmęczyły Wereszczuk – osobę wygadaną i potrafiącą, jak trzeba, przyłożyć. W czasie służby w wojsku uczyła się walki wręcz, trenowała karate i tajski boks.
Ocierała się o śmieszność
Jej związki z ukraińskimi prowschodnimi partiami mogą być efektem dość – cóż począć – typowych dla ukraińskiej polityki rozgrywek pozaideologicznych i niekoniecznie muszą dobrze świadczyć o wyczuciu politycznym Wereszczuk. Tym bardziej że często ocierała się o śmieszność. Gdy np. wypomniano jej, że w 2011 r. odebrała z rąk Janukowycza medal z okazji 20-lecia niepodległości Ukrainy, kręciła coś w mediach, że „nie chciała, ale szef jej kazał”.