Większość z siedmiu ukraińskich pracowników Instytutu Polskiego w Kijowie o zwolnieniu z pracy dowiedziała się 8 kwietnia wieczorem – mejlem. Mieli dostać dwie pensje w ramach odprawy (średnia wysokość płac to 900 euro), bez ekwiwalentu za niewykorzystane urlopy.
Zwolnieni: Natalia Bankewycz, Olga Kłymenko, Serhij Pińczuk, Julia Rybczyńska, Wiktor Sobijański, Julia Stachiwska i Olena Zoc, napisali list otwarty, który znalazł się najpierw na stronie Instytutu, ale bardzo szybko został zdjęty przez administratora. Równie szybko Ukraińcom zablokowano służbowe skrzynki mejlowe. List trafił na Facebooka, zamieścił go m.in. Tomasz Sikora z Karbido, od ponad dziesięciu lat współpracujący z placówką w Kijowie. Ostro decyzję MSZ skomentował też jej były dyrektor Jerzy Jura Onuch.
MSZ pokazuje prawdziwą twarz
Onuch napisał o moralnej szkodzie, którą trudno będzie naprawić. „Decyzja o zwolnieniu ukraińskich pracowników wobec horroru, jaki dzieje się w Ukrainie, jest nie tylko niegodna, ale głęboko szkodliwa. Nie oczekiwałem, że pracownikom (to kilkuosobowy zespół, w którym 90 proc. stanowią kobiety, matki) zaproponuje się bezpieczną ewakuację do Polski, ale zwalniając ich w sytuacji wojny, pozbawia się ich środków do życia. Zespół Instytutu to wysokiej klasy specjaliści, którym polska kultura wiele zawdzięcza. Ukraińscy pracownicy IP od lat stanowili pierwszą linię frontu popularyzacji polskiej kultury w Ukrainie. (...) Swoim pozbawionym empatii działaniem MSZ pokazuje prawdziwą, a nie propagandową twarz polskiej publicznej i kulturalnej dyplomacji”.
Sikora też nie przebierał w słowach: „Polskie państwo kompletnie ZDEZERTEROWAŁO na odcinku WSPARCIA Ukrainek i Ukraińców, którzy promowali kulturę polską w Ukrainie (i jak się dowiadujemy, ukraińskich pracowników innych jednostek dyplomatycznych).