Oczywiście najciekawszą wiadomością z ostatnich godzin jest to, że podobno lekkie obrażenia odniósł sam szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej gen. armii Walerij Gerasimow. A jego adiutant zginął (nie powinno się tak mówić, ale przemknęła mi przez głowę myśl, że mogło być odwrotnie). Ukraińcy odkryli położenie stanowiska dowodzenia, w którym przebywał Gerasimow, a było to stanowisko dowodzenia 2. Armii Gwardii. Ona operuje na północ od natarcia pod Iziumem, w rejonie od Czuhujewa, stanowiąc osłonę północno-zachodniego skrzydła głównego natarcia (osłania główne linie zaopatrzenia idące z Biełgorodu przez Kupiańsk na południe).
Dla zmylenia przeciwnika właśnie tam skierował się rosyjski „żołnierz numer jeden”, tam też przypuszczalnie przeprowadzono odprawę z dowództwem 1. Armii Pancernej Gwardii. Stanowisko dowodzenia tej ostatniej byłoby bowiem nazbyt oczywiste. Tyle tylko że Rosjanie znów zapomnieli, że są na terenach okupowanych, gdzie co drugi człowiek informuje ukraiński sztab o swoich spostrzeżeniach, a żeby te informacje przekazać, nie potrzebuje w XXI w. gołębia pocztowego. Jak znam życie, to i korespondencja radiowa z owego miejsca uległa wzmożeniu, kiedy zbierano meldunki od wszystkich podległych jednostek.
Tak czy owak, niezawodne ukraińskie rozpoznanie wskazało miejsce, a ukraińska artyleria stanęła na wysokości zadania. Mówi się o 20 wyższych oficerach, którzy stali się „gruz 200”, czyli poszli do piekła, oraz o kilkudziesięciu rannych. Wśród zabitych był gen. mjr Andriej Simonow, o którym już nie mówi się „zastępca”, ale „szef” Wojsk Walki Radioelektronicznej. Wygląda na to, że moje wczorajsze podejrzenia, że gen. por. Lastoczkin został z tego stanowiska niedawno zwolniony, mają dziś potwierdzenie w źródłach ukraińskich.