Świat

97. dzień wojny. Po co Ukrainie tyle sprzętu? Złóżmy te klocki

Wojska w Lisiczańsku Wojska w Lisiczańsku Rick Mave / Zuma Press / Forum
Ukraińcy mówią, że chcą 300 czołgów, 600 bojowych wozów piechoty, 300 haubic, 100 wieloprowadnicowych wyrzutni... Widzicie to samo co ja? Pewnie nie, nie każdy ma bzika na punkcie wojskowości. Już tłumaczę.

Ukraina ma spore rezerwy osobowe, paradoksalnie większe niż Rosja. Wielu ludzi pracowało bowiem za granicą, a teraz broni swego kraju. Według „Gazety Prawnej” do ojczyzny wróciło ponad 850 tys. osób.

W większości zgłosili się do wojska lub obrony terytorialnej, bo do wojska przyjmuje się głównie tych, którzy mają już za sobą pełne przeszkolenie, a najlepiej służbę w strefie działań wojennych w Donbasie w latach 2014–22. Dlatego Ukraińcy na brak ludzi nie narzekają, w ich siłach zbrojnych służy 320 tys. ludzi – 140 tys. jest w operacyjnej części wojsk lądowych (wliczając siły specjalne), 110 tys. w obronie terytorialnej, 55 tys. w siłach powietrznych (m.in. w jednostkach obrony przeciwlotniczej) i 15 tys. w marynarce (także piechocie morskiej). Liczba rezerwistów, a to przecież nie tylko ci, którzy wrócili z Polski, pozwala na niemal czterokrotną zmianę pełnych stanów wojsk.

Dobra i zła wiadomość dla Ukrainy

Mając taki zapas, w tym ludzi wyszkolonych i weteranów wojny z lat 2014–22, można pomyśleć o sformowaniu nowych jednostek. Dotychczas po prostu nie było dla nich sprzętu, ale to się przecież zmieniło. Ukraina określiła zapotrzebowanie na pewną ilość sprzętu i to jest pewna wskazówka, co planuje – o czym dalej.

U Rosjan jest inaczej. Ochotników niewielu, ludzie nie garną się do walki. Wojny nie ma, jest operacja specjalna, to i mobilizacji ogłosić nie sposób. A nawet jeśli się ogłosi, to ogołoci się gospodarkę z siły roboczej. Bo większość ludzi z tzw. lepszych rodzin za łapówki wymiga się od służby. Do wojska trafią głównie rolnicy, ale też pracownicy najmniej wykwalifikowani, ucierpią różne służby miejskie, zapewne branża budowlana.

Reklama