Najnowszą dużą porcję danych dostarczył spis powszechny przeprowadzony w 2020 r. Demografowie widzą w swoich prognozach poważny zjazd w liczbie mieszkańców ChRL. Kilka lat temu pisaliśmy w „Polityce”, że jeśli dzieci są przyszłością narodu, to Chińczycy mają poważny problem. Teraz coraz więcej wiadomo o jego rozmiarach.
Chińczycy nie chcą mieć więcej dzieci
Dziś Chiny mają 1,41 mld obywateli, są najludniejszym państwem globu. Przy czym ludność przyrasta w rekordowo wolnym tempie. W 2021 r. przybyło niespełna 480 tys. osób – kilkanaście lat temu tempo było kilkanaście procent wyższe. Liczba urodzeń (10,6 mln w zeszłym roku) jest najmniejsza, odkąd partia komunistyczna przejęła władzę w 1949 r. Obecnie tzw. współczynnik dzietności jest zbyt niski, by zapewnić coś, co demografia nazywa prostą zastępowalnością pokoleń. Nic nie pomagają prorodzinne reformy, w tym zarzucenie tzw. polityki jednego dziecka i zachęty do posiadania nawet trójki dzieci.
Przyczyn wymienia się wiele. Młodzi z miast idą indywidualistycznym torem, podobnym do Europejczyków, Koreańczyków i Amerykanów. Coraz więcej kobiet realizuje się zawodowo i nie ma ochoty na wypadnięcie z rynku czy sprowadzenie jedynie do roli opiekunki domowego ogniska i najmłodszego pokolenia. Chińczycy zdążyli się też przyzwyczaić do maleńkich rodzin. Znów – zwłaszcza w miastach nierzadkie są przypadki, gdy wnuka niańczy dwójka rodziców oraz babcie i dziadkowie.
Polityka jednego dziecka przyniosła nadreprezentację mężczyzn, dyktowaną przez patriarchalną tradycję chęć posiadania w pierwszej kolejności chłopców. Osiągnięto to za cenę aborcji i w drodze wyższej śmiertelności dziewczynek w wieku niemowlęcym. Obraz zaciera także pewna liczba dziewczynek, których urodzeń – działo się tak zwłaszcza na wsiach – nie zgłaszano z obawy przed szykanami.
Hołdys: Za dużo nas na świecie? Będzie mniej. I będzie problem
Indie wkrótce prześcigną Chiny
Trudny będzie moment uchwycenia spadku liczby mieszkańców ChRL, ale powoli proces ten się zaczyna. W zeszłym roku połowa prowincji zanotowała ujemny przyrost naturalny, liczba zgonów przewyższyła liczbę urodzeń. Za chwilę może tak być w całym kraju – pierwszy raz od dekad, gdy na przełomie lat 50. i 60. fatalne zarządzanie partii komunistycznej doprowadziło do klęski głodu. Liczba jego ofiar jest nieznana, szacunki mówią o 15–55 mln osób. Początek zbliżającego się spadku nie będzie też jakoś szczególnie dokuczliwy, w pierwszych latach mieszkańców ChRL ubywać będzie w tempie kilkuset tysięcy do miliona rocznie, co przy tej wielkości populacji i równomiernym rozłożeniu spadków na cały kraj będzie zauważalne przede wszystkim w statystykach.
Jeszcze w tej dekadzie dojdzie do innej – w Chinach traktowanej godnościowo – zmiany: więcej obywateli będą miały Indie. Nieco później mieszkańców szybciej będzie ubywać tylko w Japonii, Chiny będą największym krajem ze zmniejszającą się populacją. W 2100 r. w ChRL będzie o połowę mniej ludzi niż dziś. Na dodatek pod koniec wieku społeczeństwo będzie znacznie starsze, do dyspozycji pozostanie jedna trzecia dzisiejszej siły roboczej. Emerytów więcej niż pracujących będzie gdzieś od ok. 2080 r. Spadek – o ile nie przyjdzie jakiś trudny dziś do przewidzenia bodziec, który odwróci trend – jest nieunikniony, przyznaje to sama partia komunistyczna, która doskonale zdaje sobie sprawę ze skali nadchodzących wyzwań.
Bendyk: Czy ludzi jest za mało, czy za dużo, by Ziemia spokojnie to zniosła?
Chiny. Raczej dom seniora niż fabryka
Oczywiste jest przestawienie modelu gospodarki, co zresztą już się dzieje, bo w ślad za rosnącym dobrobytem, a także m.in. regulacjami zaczynającymi chronić środowisko naturalne, koszty wytwarzania i pracy są wyższe niż w krajach sąsiednich (np. dwukrotnie więcej trzeba płacić robotnikom w Chinach niż Wietnamie). ChRL pewnie przestanie być fabryką świata, a stanie się bardziej domem seniora z armią opiekunów i opiekunek, geriatrów, personelu pielęgnującego i rehabilitującego.
Perspektywa końcówki wieku jest jednak dość odległa, urodzą się po drodze jeszcze ze cztery pokolenia, można się na tak poważne zmiany przygotować. A przecież XXI w. ma być stuleciem Chin. Niewykluczone, że niebawem znajdą się tam, gdzie jest Europa. Staną np. przed dylematem dotyczącym imigracji zarobkowej, w tym osób potrzebnych w zawodach opiekuńczych.
W przypadku Chin nie wiadomo, jak potoczą się losy gospodarki, czy będzie generalnie rosła, w jakiej kondycji będzie reszta świata, jakie piętno odcisną zmiany klimatyczne. Scenariusz optymistyczny, lansowany przez przywódcę Xi Jinpinga, zakłada, że społeczeństwo będzie osiągało wysoki poziom zamożności. Zadaniem partii – jeśli będzie chciała utrzymywać się u władzy we w miarę komfortowych warunkach – będzie więc obrona nagromadzonej zamożności. W warunkach malejącej populacji można to osiągnąć przez zwiększenie wydajności produkcji i automatyzację. Ale gdyby doszło do załamania – np. na tle wojen (Azja Wschodnia, w tym ChRL, ma sporo powodów, by na nie pójść) – problem spadającej liczby coraz starszych mieszkańców wyostrzy wszystkie pozostałe.
Ilu ludzi świat wytrzyma i pomieści
Zmiany demograficzne skomentował Elon Musk, uważany za najbogatszego człowieka, przez wielkość majątku i śmiałe przedsięwzięcia biznesowe słuchany z uwagą. O sytuacji w Chinach mówi, że czeka je załamanie populacji. Musk, ojciec siódemki dzieci, jest zdania, że zamożność nie musi iść w parze z posiadaniem dużej liczby potomków. Optymistycznie wierząc w technologię, jest też zdania, że środowisko wytrzyma nawet podwojenie ludzkiej populacji.
Tymczasem nasz gatunek liczy prawie 8 mld osobników, różne są przewidywania co do momentu przekroczenia 8 mld, prawdopodobnie nastąpi to do połowy 2024 r. Na koniec wieku ludzi ma być ponad 11 mld, najszybciej przybywać ich będzie w Afryce, która w XXI-wieczne kłopoty Europy, Chin czy Japonii wejdzie w XXII w.
Czytaj też: Orwell w chińskim wydaniu