Jakie cechy powinny mieć owoce mango, mistrzu? – zapytano kiedyś Mirzę Ghaliba, wybitnego XIX-wiecznego poetę tworzącego po persku i w urdu: – Tylko dwie. Powinny być słodkie i powinno ich być dużo! Uwielbiany i dziś literat, którego imię noszą ulice miast, a teksty adaptowane są w kinie, najlepiej wyraził panującą nad Gangesem miłosną obsesję wobec mango, nazywanego tu „królem owoców”. Sam Ghalib uchodził za przykładowego mangofila – opisał owoc w dziesiątkach listów i wierszach, zamawiał dostawy różnych odmian z całego kraju, a nawet dał się aresztować, gdy w czasie antybrytyjskiego powstania Sipajów w 1857 r. nie usłuchał zakazu przemieszczania się i wyszedł do sadu zrywać dojrzewające owoce.
Jego słabość podziela dziś prawie półtora miliarda Hindusów i nawet jeśli na co dzień wiele ich różni, zachwyt nad smakiem dojrzałych mango jest uniwersalny – uwielbiają je wyznawcy różnych religii, a na dostępną krótko w roku radość wysysania soczystego miąższu czekają wszyscy. Szacuje się, że w kraju rośnie około tysiąca różnych odmian, na każdą kieszeń.
Czerwiec i lipiec to miesiące, w których drzewa rodzą mango we wszystkich zakątkach kraju. Trwa pora owocu, który w kulturze, religii i mitologii indyjskiej stał się symbolem obfitości, różnorodności, miłości i rozkoszy. Szczęścia o najwyższym stopniu nasilenia. Hindusi mówią: „Gorętsze niż słońce, słodsze niż mango”, by wyrazić maksymalność, coś niewystępującego w naturze.
W tym roku maksymalne stało się możliwe – słońce okazało się gorętsze niż kiedykolwiek, ze skutkiem zabójczym dla zwierząt, ludzi i mango. W marcu temperatury odnotowane w kraju wyraźnie przekraczały 40 st. C, były najwyższe od 122 lat. W Delhi zanotowano 49 stopni, a w całym kraju nie jedną, ale liczne, następujące po sobie fale upałów.