Pizza bez ananasa
Pizza bez ananasa. USA i Włochy toczą wojnę kulinarno-kulturową
Trudna walka o przetrwanie amerykańskiej sieci na włoskim rynku trwała zaledwie siedem lat. Dla notowanego na nowojorskiej giełdzie giganta – wycenianego na 14 mld dol., powstałego jak to w American dream – z sieci trzech pizzerii braci Monaghanów – plany otwarcia do 2030 r. około 900 lokali w całych Włoszech miały oznaczać ukoronowanie globalnego sukcesu. Jednakże już reakcje Włochów na pojawienie się w 2015 r. pierwszych restauracji zarządzanych przez miejscową firmę ePizza wskazywały wyraźnie, że ten biznesowy projekt obarczony jest poważnym ładunkiem kulturowo-politycznym.
Wejście Domino’s na włoski rynek postawiło na baczność cały zastęp purystów Świętej Pizzy. Najłaskawszy włoski krytyk kulinarny pisał (i on nie bez poczucia naturalnej wyższości): „Istotna wiadomość jest taka, że pizza z Domino’s w Mediolanie nie jest tak całkiem do bani. Oczywiście nie będzie też najlepszą pizzą waszego życia, to jasne”. Wśród mieszanych recenzji trafiały się również głosy propagujące chłodny rozsądek: „Bardzo dobra pizza amerykańska. Ludzie bezsensownie narzekają, że jest inna niż tradycyjna pizza włoska. To są dwa różne produkty”. Nietrudno jednak znaleźć, również najbardziej aktualne, głosy świętego oburzenia: „Nazywanie tego pizzą to zniewaga dla Włoch. 13 euro za taki syf!”. „Produkty, owszem, włoskie, ale mentalność – amerykańska. Nadmierny entuzjazm przy przyjmowaniu zamówień, a potem bardzo długi czas oczekiwania”.
Włochy i Ameryka
Ten krótki przegląd daje pojęcie o tym, że klęska amerykańskiej sieci we Włoszech (właśnie ogłoszono upadłość ostatnich 29 lokali) nie wynika z czynników biznesowych, jak pandemia, duża konkurencja czy stosowanie – jak mówią Włosi – „nietradycyjnych” składników (np.