Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

193. dzień wojny. Przereklamowane rosyjskie specnazy

Pokazowe ćwiczenia rosyjskiego specnazu w 2011 r. w Krasnodarze Pokazowe ćwiczenia rosyjskiego specnazu w 2011 r. w Krasnodarze x01 / Zuma Press / Forum
Ukraińska ofensywa pod Chersoniem osiąga drobne postępy. Rosjanie drepczą w miejscu pod Bachmutem i Donieckiem, gdzie do wcześniejszych sukcesów przyczynili się najemnicy z Grupy Wagnera. Jak to jest, że płatni cyngle są skuteczniejsi od regularnego rosyjskiego specnazu?

Z uwagą obserwujemy postępy ukraińskiej ofensywy na południu. Nie są one wielkie, zresztą oficjalnie w otoczeniu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego mówi się, że ofensywa jest prowadzona metodycznie, ukierunkowana na redukcję rosyjskiego potencjału militarnego, a nie na szybkie zyski terytorialne. Widać wyraźnie, że ukraińskie dowództwo oszczędza siły, starając się przede wszystkim zadać dotkliwe straty nieprzyjacielowi.

Czytaj też: Potężna Rosja w Ukrainie jest bezsilna. Co krzyżuje plany Putina?

Gdzie Ukraińcy osiągnęli postępy

Jednak na kierunku Krzywego Rogu, czyli od północno-wschodniej strony rosyjskiego wielkiego przyczółka, na północnym, prawym brzegu Dniepru, ukraińskie wojska zdołały się posunąć dość znacząco, o 10–15 km. Początkowo poniosły tu klęskę, ale stopniowo odzyskały teren dzięki wsparciu artyleryjskiemu 45. Brygady Artylerii oraz dzięki skutecznym atakom pancernym. W przeciwieństwie do Rosjan Ukraińcy nie nacierali uporczywie po 50 razy na te same pozycje, lecz jeśli nie udawało się ich przełamać, próbowali je obchodzić. Kolejne ataki wyprowadzano na innych kierunkach, aż w końcu natrafiano na słabsze odcinki obrony, które udało się przełamać.

W ten sposób ukraińskie wojska dostały się do Chreszczeniwki, położonej 4 km na zachód od głównej drogi Nikopol–Kachowka i 12 km na południe od linii wyjściowej natarcia. Ukraińcy kontynuują ataki na wieś Szewczenkiwka, leżącą 3 km dalej na południe. Jednocześnie wsie na zachód od Chreszczeniwki i malutkie miasteczko Archanhelśke zostały przez ukraińskie wojska zdobyte. Oznacza to, że silna rosyjska pozycja obronna w miasteczku Wysokopilla musiała zostać przez Rosjan ewakuowana bez walki, bowiem w przeciwnym razie obecne tu wojska mogły zostać okrążone i odcięte.

Od strony wschodniej odcinka tego broniła rosyjska 205. Kozacka Brygada Zmechanizowana, a od strony zachodniej – 34. Górska Brygada Zmechanizowana. Obie mają nieco ponad połowę swoich stanów etatowych i co ciekawe, obie zamiast bojowych wozów piechoty mają transportery opancerzone MTLB.

Czytaj też: Czy to zmierzch czołgu? Skąd! Jest jak młot i taran

Gdzie się podziały rosyjskie bojowe wozy piechoty

Górska brygada zawsze je miała, trudno w sumie powiedzieć dlaczego. Bo MTLB nie jest przeznaczony dla piechoty, to ciągnik artyleryjski do dział holowanych. Poza dwuosobową załogą można w nim upchnąć nawet dziesięciu żołnierzy, ale wóz ten nie ma uzbrojenia typowego na przykład dla BMP-2, jedynie jeden marny karabin maszynowy do samoobrony. Klasyczny wóz bojowy, jak wspomniany BMP-2, ma działko kalibru 30 mm, wyrzutnie kierowanych pocisków przeciwpancernych i dodatkowo karabin maszynowy, może więc skutecznie wspierać piechotę w walce. A MTLB może żołnierzy przywieźć na pole walki, ale żadnego wsparcia udzielić im nie może.

Ponieważ w walkach w górach piechota górska i tak chodzi z tym, co ma w plecaku, a transportery zostają w dolinach, to powiedzmy, że w 34. Brygadzie MTLB są jakoś tam uzasadnione. Ale 205. Brygada jeszcze w czasie walk w Czeczenii na początku XXI w. miała BMP-2. Tam je pewnie potraciła, bo ostatnio była wyposażona w kołowe transportery BTR-82A o identycznym uzbrojeniu jak gąsienicowe BMP-2. Z nimi wkroczyła do Ukrainy. I co, zdążyła je wszystkie przeputać? Dlaczego żołnierzom trzeba było wydać transportery MTLB pozbawione uzbrojenia? Czyżby Rosjanom BMP-2 w magazynach zabrakło?

Łącznie w latach 1980–2008 zbudowano ich 11 130 i – trzeba przyznać – były dość udane. Teoretycznie Rosja ma ich w służbie 2,9 tys. i jeszcze w magazynach 1,5 tys., inne wyeksportowano albo potracono w Afganistanie, w Czeczenii, w Syrii, w czasie walk od 2014 r. A zatem – co się nagle z nimi stało, dlaczego trzeba wojskom zmechanizowanym wydawać gąsienicowe ciągniki artyleryjskie udające bojowe wozy piechoty?

Coś ta Ukraina rosyjskiemu wojsku się czkawką odbija, okazuje się, że straty są nieprawdopodobnie wielkie. Mogło tam już polec nawet 1,5 tys. BMP-2, bowiem Sztab Generalny Ukrainy donosi o zniszczeniu 4430 opancerzonych wozów bojowych piechoty, czyli BMP-1, BMP-2, BMP-3, BTR-80, BTR-82A i MTLB razem. Wśród nich największą grupę stanowiły BMP-2 i BTR-80/82A.

Tak czy siak, obie ułomne brygady mające połowę stanów wyjściowych i gąsienicowe ciągniki artyleryjskie udające bojowe wozy piechoty nie wytrzymały naporu wojsk ukraińskich i cofnęły się na południe.

Czytaj także: Latające ryby i młot na rosyjski sprzęt. Ukraina potrzebuje samolotów

Specnaz znów obrywa

Cofając się na południe, obie brygady dzielnej rosyjskiej 49. Armii zostawiły ulokowaną między nimi 10. Brygadę Specjalnego Przeznaczenia GRU (Specnaz GRU), która trzymała pozycje obronne wokół małego miasta Wysokopilla i w samym mieście, punkcie umocnionym na tym kierunku. Kiedy jednak wspomniane dwie brygady z obu stron pozycji specnazu prysnęły na południe pod ciosami ukraińskich wojsk, nieustraszonym rosyjskim komandosom w obliczu całkowitego odcięcia nie pozostało nic innego, jak też dać drapaka.

Bardzo ciekawe jest to, że specnazu używa się w roli zwykłej piechoty, do obsadzania pozycji obronnych. Przecież te wojska mają działać skrycie na tyłach wroga, dokonywać zaskakujących ataków na wrażliwe instalacje i rozpływać się w powietrzu, prowadzić rozpoznanie tak, żeby ich nikt nie odkrył. Używanie ich jako piechoty to czyste marnotrawstwo. Rosjanie przekonali się jednak, że jako tako wyszkoleni żołnierze sił specjalnych są ich jedyną formacją, która potrafi walczyć w mieście, dlatego kierują ich na takie odcinki. Do tej pory jednak specjalsów wykorzystywano raczej do szturmów miast, a nie ich obrony.

Oryginalnym epizodem w epopei bojowej 10. Brygady Specnazu GRU była ucieczka kilku kolumn brygady przez wieś Nowopetriwka. Kiedy rosyjskie wojska przekonały się, że do wsi z drugiej strony wchodzą wojska ukraińskie, na jej skraju ostro skręcili na południowy wschód, by przez step pruć dalej na południe. Tutaj jednak mieli pecha, bo Ukraińcy wezwali artylerię. Kilka celnych salw spowodowało, że przy tym skrzyżowaniu Rosjanie pozostawili płonący transporter BTR-80, rozbity patrolowy wóz opancerzony Tigr i dwie ciężarówki, a zapewne też i trochę zabitych.

Czytaj także: Złe wieści: Rosjanie ściągają odwody. Wraca 2. Armia Gwardii

W innych miejscach ofensywa stoi

Na pozostałych odcinkach frontu ukraińska ofensywa rozwija się bardzo powoli albo nie rozwija się wcale. Nad Ingulcem ukraińskie wojska ruszyły wzdłuż południowego brzegu rzeki ze zdobytej niedawno wsi Suchyj Stawok i podeszły pod wieś Mała Seidemynucha, po drodze odcinając Rosjan we wsi Blahodatiwka. Część z nich wydostała się stamtąd, ale niektórzy poszli do niewoli. Jak wielu, nie wiadomo, ale pojawiające się opowieści o 2 tys. jeńców są zdecydowanie grubo przesadzone. Schwytanych Rosjan mogło być kilkudziesięciu, pewnie maksymalnie blisko stu.

Tutaj bronił się 247. Kaukaski Pułk Desantowo-Szturmowy Gwardii z 7. Górskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej Gwardii, ale spadło na niego uderzenie ukraińskiej 63. Brygady Zmechanizowanej i 61. Brygady Piechoty Zmotoryzowanej Jegrów, niewykluczone, że wspartych 17. Chersońską Brygadą Pancerną.

Sytuacją na innych frontach, na których nic wielkiego się nie dzieje, bardziej szczegółowo zajmiemy się jutro. Dziś chcemy tylko wspomnieć, że ukraińskie wojska niespodziewanie sforsowały Doniec w połowie drogi między Słowiańskiem a Siewierskiem i zajęły wieś Ozerne, położoną na wschód od Łymania. Tutaj operuje przetrzebiona 41. Armia Rosji, która nie ma dość sił, by bronić tak długiego – od Iziuma aż po Rubiżne – frontu. Czyżby Ukraińcy znowu pomachali czerwoną płachtą rosyjskiemu bykowi? Znów rosyjskie wojska będą ganiane z miejsca na miejsce?

Czytaj także: Pół roku wojny. Ukraina ma szansę zwyciężyć. W jaki sposób?

Przereklamowany specnaz

W czasach ZSRR w 1979 r. w GRU przekształcono dotychczasowe bataliony sił specjalnych istniejące przy okręgach wojskowych w brygady, a istniejące w armiach kompanie – w bataliony. I to był błąd. Oznaczało to trzykrotne powiększenie sił specjalnych, bowiem brygada składała się teraz z trzech pododdziałów wielkości batalionu, a zatem potrzebowano trzy razy tylu żołnierzy. Elitarność tych sił polegała do tej pory na tym, że wybierano do nich najlepszych ludzi, wytrzymałych, wysportowanych, psychicznie odpornych i w miarę bystrych. Teraz, by zapełnić etaty, trzeba było obniżyć kryteria przyjęcia i zmniejszyć wymagania szkoleniowe.

W 1985 r. stało się coś jeszcze. Poza istniejącymi brygadami GRU własny batalion specnazu utworzono w Wojskach Powietrzno-Desantowych. Jaki był tego cel? Żaden. Przecież wojska powietrzno-desantowe w całości miały działać na tyłach przeciwnika, tyle że nie skrycie, ale otwarcie, zrzucone tam na spadochronach lub przerzucone śmigłowcami w celu uchwycenia ważnych obiektów o znaczeniu strategicznym i utrzymania ich do czasu nadejścia własnych wojsk. Po co im osobne siły specjalne? Tego nikt nie powiedział. Do rozpoznania lądowisk i zrzutowisk mieli w dywizjach specjalne bataliony rozpoznawcze, zresztą na ich rzecz mogły też działać jednostki Specnazu GRU, w końcu to przecież ta sama firma – Armia Radziecka.

W 1994 r. Specnaz WDW, już w samodzielnej Rosji, znów się rozrósł. Sformowano 45. Pułk Specnazu WDW, włączając do niego samodzielne dotąd pododdziały. I tak GRU, czyli zarząd kierujący całym rozpoznaniem na szczeblu Sztabu Generalnego, okręgu wojskowego czy armii, stracił monopol na posiadanie sił specjalnych. Teraz równolegle funkcjonowały dwa specnazy, choć ten w WDW znacznie mniejszy liczebnie.

Za to w GRU zaczęto własne jednostki specnazu rozbudowywać dalej, coraz bardziej obniżając kryteria selekcji i szkoleniowe. Do tych jednostek potrzeba było tylu ludzi, że inaczej się nie dało. I tak specnaz powoli stawał się bardziej marką niż prawdziwą elitą sił specjalnych, zdolną do efektywnego działania na tyłach wroga.

Ale to jeszcze nic. Kiedy w 2016 r. utworzono Federalną Służbę Wojsk Gwardii Narodowej Rosji, zwaną powszechnie Rosgwardią, w niej też dostrzeżono potrzebę utworzenia własnego specnazu. A Rosgwardia to nic innego jak dawne rosyjskie wojska wewnętrzne MSW Rosji. W ZSRR, a później w Rosji, wojska te miały walczyć z tzw. wrogiem wewnętrznym. A wróg wewnętrzny to siły specjalne wroga zewnętrznego, które przeniknęły na terytorium Rosji. Lub podlegające podobnej transformacji wrogie desanty. Ale przede wszystkim wróg wewnętrzny to ci wszyscy, którym państwo sowieckie się po prostu nie podobało.

Oczywiście wojska wewnętrznie nie służyły wprost do tłumienia wystąpień robotników, do rozganiania strajków i łomotania demonstrantów. Od tego był OMON należący do sowieckiej milicji, czyli Otriad Mobilnyj Osobogo Naznaczenija – mobilne oddziały specjalnego przeznaczenia. Bo po rosyjsku osobnyj i specjalnyj to synonimy znaczące „specjalny”. Trudno powiedzieć, który jest bardziej specjalny, ale w wojsku raczej używa się określenia „specjalnyj”. Notabene, idealnym lustrzanym odbiciem pałkarzy z OMON-u byli polscy pałkarze z ZOMO – Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej.

Wojska wewnętrzne ZSRR miały ochraniać w sytuacjach zamieszek ważne obiekty państwowe i być strzelającym batem na demonstrantów, na wypadek gdyby pałowanie i gazowanie przez OMON nie dało pożądanych rezultatów. Wojska wewnętrzne miały też jeszcze jedno ważne zadanie: stanowić efektywną przeciwwagę dla zbuntowanych jednostek wojskowych. Dlatego posiadały własne pojazdy pancerne i artylerię.

Rosgwardia ma identyczne zadania. Ale określenie Gwardia Narodowa Rosji o wiele lepiej brzmi, to połączenie takiej niby amerykańskiej Gwardii Narodowej i carskiej Lejbgwardii. Tyle że amerykańska Gwardia Narodowa to zwykłe wojsko, rezerwy dla sił federalnych utrzymywane przez poszczególne stany i pozostające w ich jurysdykcji aż do powołania do służby federalnej w razie wojny. A rosyjska Rosgwardia to ci sami zamordyści z wojsk wewnętrznych o tych samych zadaniach – utrzymania władzy siłą, nawet gdy zbuntuje się wojsko.

Teoretycznie wojska Rosgwardii składają się z 11 brygad. Ale w praktyce każda z nich ma kilka lub nawet kilkanaście pułków, a zatem nie jest zwykłą wojskową brygadą – jest znacznie większa. Są to głównie pułki operacyjne, nie specjalne, z jednym wyjątkiem: istnieje 141. Pułk Specjalnego Przeznaczenia im. Achmata Kadyrowa, czyli tzw. kadyrowcy, podlegający synowi patrona jednostki Ramzanowi Kadyrowowi. Ponadto są też liczne samodzielne bataliony specjalnego przeznaczenia Rosgwardii, to właśnie one wraz ze 141. Pułkiem tworzą Specnaz Rosgwardii. 115. Brygada Specjalnego Przeznaczenia Rosgwardii z Kercza ma z kolei inne przeznaczenie – jej jedynym zadaniem jest ochrona Mostu Krymskiego.

Do czego służy Specnaz Rosgwardii? Z założenia specnaz ma działać na tyłach wroga, a jakie tyły ma wróg wewnętrzny? Dziwne, prawda? Oficjalnie są to jednostki antyterrorystyczne, ale aż tyle? Czyżby Rosja była powszechnie targana aktami terroru? Tak naprawdę Specnaz Rosgwardii to jednostki, które same stosują na wpół terrorystyczne metody wobec swoich wrogów. To właśnie one wykonują najczarniejszą robotę, taką jak obsada obozów filtracyjnych. To szczególny aparat przymusu państwowego.

I tak właśnie upadł etos specnazu. Rosyjski specnaz to dziś wszelakie jednostki przeznaczone do różnych zadań, które nie mieszczą się w ramach normalnego funkcjonowania wojska czy ministerstwa spraw wewnętrznych. Dlatego specnaz przestał wzbudzać strach swoimi szczególnymi osiągnięciami na polu walki. Mnożenie bytów specnazu nie zwiększyło zdolności bojowych Rosji. W trudnych zadaniach muszą korzystać z usług szemranych prywatnych firm, takich jak Grupa Wagnera.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną