Władze w Kijowie spodziewały się, że Rosja zechce w spektakularny sposób zakłócić jej obchody Dnia Niepodległości. Obawiano się ostrzału rakietowego lub jakiejkolwiek innej demonstracji siły. Rosjanie zdecydowali się jednak na punktowe, za to rekordowo liczne ataki. Syreny alarmu przeciwlotniczego włączano aż 189 razy (przy 109 razach przed Wielkanocą).
Rosjanie ostrzelali też stację kolejową w Czaplinie (w obwodzie dniepropietrowskim) – zginęło 25 osób, dziesiątki zostało rannych. Wysoki przedstawiciel UE ds. dyplomacji Josep Borrell potępił atak na cywilów. „Osoby odpowiedzialne za rosyjski terror rakietowy zostaną pociągnięte do odpowiedzialności” – zapowiedział. Sekretarz stanu USA Antony Blinken podkreślił, że atak ten „wpisuje się w schemat okrucieństwa Rosji”. Jak dodał, Stany Zjednoczone i ich sojusznicy wciąż będą wspierać Ukrainę, a Rosjanie zapłacą za swoje czyny.
W czwartek najeźdźcy ostrzelali także Krzywy Róg w centralnej Ukrainie. Użyli amunicji kasetowej, zakazanej przez większość państw ze względu na jej zasięg rażenia. Wysoka komisarz ds. praw człowieka ONZ Michelle Bachelet natychmiast wezwała Putina do zaprzestania ataków i zażądała demilitaryzacji zaporoskiej elektrowni jądrowej.
Rosjanie są sfrustrowani. Gdzie ten sukces?
Cele cywilne z zasady atakują terroryści. Putin sięga po te metody, by zastraszyć Ukraińców i złamać w nich ducha walki. Szantaż jądrowy po zajęciu zaporoskiej elektrowni jest z kolei wycelowany w „zieloną” i wrażliwą na ekologię Europę. Natomiast zabójstwo córki Dugina najpewniej ma odwrócić uwagę samych Rosjan od sytuacji na froncie i pogarszających się warunków bytowych w kraju. Minister obrony Siergiej Szojgu tłumaczy ostatnio, że marazm w walkach nie oznacza słabości rosyjskiej armii, tylko „celowe spowolnienie”.
A Rosjanie oczekują zwycięstwa. Są frustrowani, kiedy ukraińskie siły specjalne boleśnie pozbawiają przeciwnika zaplecza i zrywają ciągi logistyczne. Innymi słowy, coraz dotkliwiej paraliżują ofensywę Rosjan. Karykaturalnie już brzmią doniesienia o ponownym – trzecim czy czwartym z kolei – przejęciu kontroli nad niewielką wioską na obrzeżach Doniecka. Liza Anikina, gospodyni programu „Piersonalno wasz” na kanale „Żiwoj gwozd’” (należy do blokowanego w Rosji Echa Moskwy), zauważa: „Mieli podbić Ukrainę w trzy dni i zdobyć Kijów, a chwalą się, że znów zajęli maleńką Pisky”.
Nie tylko Anikina, ale i eksperci pytają, skąd ta bezsiła potężnej Rosji. Lew Gudkow, szef niezależnego Centrum Lewady, w rozmowie z dziennikarką wskazał kilka powodów. Po pierwsze, mówił, jak długo można słuchać tej samej propagandy sukcesu, jeśli od pół roku go nie widać? Rosyjscy turyści uciekający z Krymu w popłochu są większym kłopotem dla Putina, niż byłby gotów przyznać.
Po drugie, wojenne plany Rosji ogranicza motywacja (a raczej jej brak). Po jednej stronie są Ukraińcy, których postawa zdumiała nawet Zachód. Po drugiej – armia Putina, która walczy z żołnierzami ukraińskimi, ale przede wszystkim skonsolidowanym i patriotycznie zdeterminowanym narodem. Najeźdźcom spadło morale. Najpierw wysłano ich na „ćwiczenia”, a wylądowali na froncie w Donbasie; wmawiano im, że są wyzwolicielami, a wdzięczni Ukraińcy będą ich witać kwiatami, a później porzucano rannych i zabitych. Na koniec ściągano posiłki z biednej „głubinki”, w tym kryminalistów i skazańców.
Coraz głośniej słychać też o niesubordynacji w wojsku. Na początku sierpnia władze próbowały ukryć fakt, że cały oddział sił Ługańskiej Republiki Ludowej (LPR) odmówił udziału w walkach w sąsiednim regionie Doniecka. Jak donosił brytyjski wywiad, mimo gróźb najemnicy nie chcieli się bić, twierdząc, że wypełnili swój obowiązek zabezpieczenia kontroli nad swoim terytorium. Opcji karania w siłach zbrojnych jest więcej w czasie wojny, ale Rosja oficjalnie wojny przecież nie ogłosiła. Pozostaje izolacja zbuntowanych żołnierzy i argument siły – torturowanie ich, aż wrócą na front. O takich przypadkach pisały m.in. rosyjskie niezależne portale The Insider i Meduza.
Czytaj też: „Nie zwlekaj! Idzie zima!”. Tak Rosja udaje, że nie przegrywa
Putin brnie w nowe kłamstwa
Putin pada ofiarą własnych kłamstw. Skoro trwa „operacja specjalna”, będzie się borykał z brakiem ludzi na froncie. Nie może inaczej – ogłoszenie powszechnej mobilizacji grozi masowymi protestami, a on przyznałby, że Rosja jest zagrożona pierwszy raz od czasów II wojny światowej, Rosjanie zaś mogą być przymusowo wciągani w „nieswoją wojnę”.
Próbując obejść swoje oszustwo, Putin brnie w kolejne i prowadzi ukrytą mobilizację. W czwartek 25 sierpnia podpisał zaś specjalny dekret – na jego mocy od 1 stycznia 2023 r. liczebność sił zbrojnych zwiększy się do 1 mln 150 tys. żołnierzy. Oznacza to dodatkowy pobór 137 tys. osób. Całkowita liczba personelu wojskowego Rosji wzrośnie z 1,9 do 2,03 mln. Dara Massicot z renomowanego amerykańskiego think tanku Rand Corporation twierdzi, że takie decyzje zapadają, gdy strategiczne prognozy sztabu generalnego są pesymistyczne, przewiduje się długotrwały konflikt albo inną trudną operację.
Sytuacja na froncie jest dla Rosjan istotnie coraz trudniejsza, tymczasem siły ukraińskie są coraz lepiej wyposażone. Putina goni czas, bo 11 września tuż-tuż, a tego dnia zaczną się w kraju wybory na szczeblu lokalnym i regionalnym. Referenda w okupowanych obwodach chersońskim i zaporoskim w sprawie przyłączenia ich do Rosji planowano na ten sam dzień. 25 lipca informowała o tym RIA Nowosti, a 17 sierpnia potwierdził te doniesienia dziennik „RBK”.
Kreml może zechcieć powtórzyć model z 2014 r. Dzień po nieuznawanym przez prawo międzynarodowe referendum Rada Najwyższa Krymu przyjęła uchwałę uznającą republikę za niepodległe państwo z apelem o przyjęcie półwyspu w skład Federacji Rosyjskiej. Umowę podpisano 18 marca, a trzy dni później ratyfikował ją prezydent.
Thomas Piketty: To jest wojna imperialna z poprzedniej epoki
Nie pójdzie tak łatwo jak z Krymem
Ale Krym to nie Chersoń ani Zaporoże, a 2014 to nie 2022 r. Tym razem nie będzie tak łatwo. Osiem lat temu aneksja dokonała się w zasadzie bez wystrzału i przy biernej postawie świata. Dziś Ukraińcy walczą, zapowiadają odbicie terytoriów, a kolejne próby organizowania referendów przez siły okupacyjne kończą się niepowodzeniami. Z kolei Zachód nie uwierzy już w „wolę mieszkańców”.
Zresztą wyszło na jaw, że agresor szykuje się do sfałszowania wyników tych głosowań. Od tygodni pojawiają się doniesienia o wyłudzaniu danych od mieszkańców. Żołnierze pukają od drzwi do drzwi, prowadzą rewizje, nierzadko niszczą ukraińskie dokumenty. W połowie sierpnia władze okupacyjne zaczęły wydawać rosyjskie prawa jazdy i tablice rejestracyjne i dystrybuować rubla, który ma zastąpić hrywnę. Wywiad wojskowy Ukrainy donosił 14 sierpnia, że mieszkańcy Chersonia, którzy otrzymują pomoc humanitarną, zostali zmuszeni do wypełnienia kwestionariuszy osobowych.
13 sierpnia dziennikarze telewizji „Nastojaszczije Wriemia” informowali z kolei, że wysłano tam też siły Gwardii Narodowej oraz Federalnej Służby Bezpieczeństwa. „Przeszukują całe osiedla. 100–150 gwardzistów w towarzystwie FSB” – mówił w Radiu Swoboda Jurij Sobolewski, urzędnik w radzie obwodowej w Chersoniu. Procedura przypomina tę w obozach filtracyjnych – sprawdza się dokumenty, zawartość telefonów, garaże, pojazdy. „Mają długą listę podejrzanych, bo opór jest aktywny i masowy” – relacjonuje Sobolewski.
Jeśli bunt okaże się skuteczny, Putin nie zdobędzie – tak jak osiem lat temu – kolejnego trofeum. Nie będzie „zbieraczem ruskich ziem”. Ani przywódcą, który zapewnia Rosji zwycięstwo, chwałę i sukcesy.
Czytaj też: Pucz albo rewolucja. Czy da się położyć kres rządom Putina?