Świat

Dzień Niepodległości w wojennej scenerii. Ukraina na zawsze odrzuciła ruski mir

Dzień Niepodległości Ukrainy, 24 sierpnia 2022 r. Dzień Niepodległości Ukrainy, 24 sierpnia 2022 r. Valentyn Ogirenko / Reuters / Forum
Ukraińcy dali i dają każdego dnia świadectwo, jak bardzo dojrzałym są społeczeństwem. Jak sobie tę wolność, niebiesko-żółtą flagę i własne godło cenią. Taką postawą zyskali podziw na całym świecie.

Jeszcze przed rokiem ludzie śmiali się i tańczyli na ulicach w Święto Niepodległości. Trwała wprawdzie wojna na wschodzie, Krym okupowali Rosjanie, ginęli ludzie, ale na ten jeden dzień udało się zapomnieć o tym, co bolesne. Ten rok zmienił tak wiele, że trudno wprost uwierzyć. Zamiast świętowania jest godzina policyjna, nawet psy nie mogą wyjść na spacer. Rosyjskie rakiety i pociski niszczą dorobek wielu lat i pokoleń. Ale to przecież święto. Mam nadzieję, że ostatnie w takiej koszmarnej, wojennej scenerii.

Przed 31 laty Ukraina ogłosiła niepodległość. Polska zareagowała natychmiast. Rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego uznał suwerenność Kijowa i gratulował decyzji. Niepodległa Ukraina była spełnieniem dążeń polityki wschodniej, realizacją idei Jana Pawła II i Jerzego Giedroycia, że to nasz najistotniejszy polityczny interes: bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski. Jan Krzysztof Bielecki okazał się politykiem dalekowzrocznym. Po naszych posypały się kolejne gratulacje ze świata.

Niepodległa Ukraina. Nowa mapa Europy

Związek Radziecki jeszcze wtedy istniał i niewiele osób wierzyło, że może być inaczej. Małe przebłyski poluzowania sowieckiego reżimu nie zapowiadały tego, co nastąpiło wkrótce. Tymczasem w ukraińskim parlamencie pojawiła się najpierw grupa opozycjonistów, a komuniści zaczęli tracić grunt. W lipcu 1990 r. deputowani Rady Najwyższej przyjęli deklarację o uznaniu suwerenności, a kilka miesięcy później ta sama Rada odrzuciła konstytucyjne zwierzchnictwo Partii Komunistycznej. Kijów przywrócił sobie prawo do własnej armii. Wszyscy obserwowali te wydarzenia w napięciu i z wielkim pytaniem: co zrobi Moskwa?

Tymczasem Moskwa nie protestowała. Jesienią 1990 r. podpisała z Kijowem traktat uznający suwerenność Ukrainy i uznała przebieg granic. Wszystko szło w dobrą stronę… Tak się wydawało.

Szefem parlamentu – wtedy jeszcze USRR – był Leonid Krawczuk, wybrany na to stanowisko w lipcu 1990 r. To jemu przypadła misja ostatecznego wyprowadzenia Ukrainy z radzieckich struktur. Kiedy w Moskwie przegrywał pucz Janajewa, Krawczuk zrozumiał, że to jedyna okazja do wybicia się na niepodległość. On również okazał się politykiem trzeźwo oceniającym sytuację. 24 sierpnia 1991 r. parlament przyjął Akt Niepodległości Ukrainy, Kijów ogłosił suwerenność. Tydzień później zdelegalizowano KPU i KPZR. Po raz pierwszy Ukraina w swoich granicach była niezależna od Rosji, samoistna. Została też wkrótce uznana przez rząd emigracyjny za prawną następczynię Ukraińskiej Republiki Ludowej, państwowe insygnia powróciły zaś do Kijowa.

W pierwszych wolnych wyborach prezydenta 1 grudnia 1991 r. Krawczuk zdobył największe poparcie Ukraińców. Objął fotel szefa państwa już 5 grudnia, a trzy dni później, 8 grudnia, w Białowieży wraz ze Stanisławem Szuszkiewiczem i Borysem Jelcynem podpisał traktat o rozwiązaniu ZSRR. Udało się zrobić nieopisanie wielki krok. Zmieniała się mapa Europy.

Czytaj też: Imperium znów atakuje. Co jest ostatecznym celem Putina?

Moskwa uśpiła naszą czujność

Ukraina, podpisując memorandum budapeszteńskie w 1994 r., zrzekła się broni jądrowej – to była najbardziej wymowna deklaracja, że nie zagraża nikomu ani nie zamierza zbroić się przeciw komukolwiek. Wśród gwarantów nienaruszalności granic i terytorium była wówczas m.in. Moskwa. Ta deklaracja trochę uśpiła czujność Ukraińców i nas wszystkich. Dziś można się zastanawiać, co by było, gdyby...

Budowa demokratycznego państwa po latach komunizmu i dramatycznych czasach, jakie przeżyli Ukraińcy w okresie stalinizmu, przed i po II wojnie światowej, to nie był proces łatwy. Zmieniały się rządy i układy partyjne, ale jedno nie podlegało dyskusji: suwerenność właśnie. Mimo że istniał podział na wschód i zachód kraju, niepodległość w referendum poparli niemal wszyscy Ukraińcy, 90,32 proc. Mimo że wschód mówił po rosyjsku, a zachód częściej – bo przecież nie wyłącznie – po ukraińsku.

Dziś widać najlepiej, że ten podział od dawna przestał istnieć, a wschód i zachód zrosły się w jedną nierozerwalną całość. Kiedy przyszedł czas wielkiej próby, rosyjska napaść, wszyscy Ukraińcy stanęli do walki o wolność kraju. Gotowi jej bronić do ostatniej kropli krwi. W Kijowie, Charkowie, Mariupolu. Dali i dają każdego dnia świadectwo, jak bardzo dojrzałym są społeczeństwem. Jak sobie tę wolność, niebiesko-żółtą flagę i własne godło cenią. Jak sobie je wyobrażają. Taką postawą zyskali podziw na całym świecie. I wsparcie we wszystkich europejskich stolicach.

Czytaj też: Czy grozi nam III wojna światowa?

Tamtego świata już nie ma

Ukraińcy nie spodziewali się tej wojny, a już z pewnością tej brutalności, nienawiści, wściekłości. Przecież żyli z Rosjanami obok siebie, granica była czymś umownym, wydawało się zresztą, że to granica przyjaźni. Żenili się i pracowali z tej lub tamtej strony, mieli rodziny, przyjaciół, świętych, pisali cyrylicą, świętowali wspólnie Wielkanoc i Boże Narodzenie, nawet wspólne interesy gospodarcze mieli.

Historia wszystko zweryfikowała. Wielu nie mogło uwierzyć w to, co się wydarzyło, wydarza. Tamtego świata już nie ma i pewnie już nie powróci. Wszystkie wspólne drogi się rozeszły: Ukraina wyznaje dziś inne wartości, pragnie zbliżenia z Europą, odrzuca imperialne dążenia Moskwy. Odrzuca ruski mir. Każdego dnia odrzuca go dalej i dalej. I zapewne wszyscy dziś, z okazji narodowego święta, Dnia Niepodległości, życzymy jej tego samego: wygranej. Absolutnej, bezapelacyjnej wygranej i odzyskania wszystkich ziem bezprawnie okupowanych. Chwała Ukrainie!

Czytaj też: Thomas Piketty: To jest wojna imperialna z poprzedniej epoki

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną