Jeszcze mnie nie było na świecie, a już panowała królowa Elżbieta. Dziś chylę czoło na wieść o jej śmierci. Panowała 70 lat, więcej niż królowa Wiktoria, najdłużej w historii monarchii brytyjskiej. Zasiadła na tronie w złym czasie – niedługo po straszliwej wojnie, która przyniosła ogromne cierpienie i straty Wielkiej Brytanii i Europie. Zimna wojna między dwoma blokami, których przywódcy kilka lat wcześniej wspólnie zdołali pokonać nazistowskie Niemcy. Jej panowanie dobiegło końca znów w czasie wielkiego niepokoju, gdy trwa agresja Rosji w Ukrainie, a Putin grozi Zachodowi konfrontacją, do której chce przeciwko niemu wciągnąć cały świat.
Czytaj też: Co o Imperium Brytyjskim myślą współcześni pisarze
Elżbieta II nie rządziła, lecz panowała
Nie jestem monarchistą, lecz dla mnie królowa Elżbieta II uosabiała to, czego tak nam brakuje w naszej historii: poczucie odpowiedzialności za cały kraj, państwo, obywateli, którym powinni się kierować nasi przywódcy. Monarchia parlamentarna to jedna z form ustroju demokratycznego. Ale zarówno obywatele monarchii, jak i republik oczekują tego samego: ciągłości, sprawiedliwości, równości wobec prawa. Chcą, by ci, którzy państwem kierują z ich mandatu, rządzili, a nie udawali, że rządzą.
Elżbieta II nie rządziła, lecz panowała. Wiedziała, na czym polega różnica i jaka jest jej rola w państwie demokratycznym: symbolizowała ciągłość i jedność w wielości. Miała być i była wcieleniem brytyjskości. Traktowała premierów lewicowych i konserwatywnych tak samo, choć z pewnością miała swoje konkretne sympatie polityczne. Miała też naturalnie swoje emocje, choć nimi nie epatowała. Niektórzy mieli jej to za złe, widzieli w tym chłód, brak empatii. Szczególnie gdy rodzina królewska przechodziła trudne momenty. Jednak Elżbieta nawet wtedy po prostu pamiętała, że jest nie tylko matką, żoną, teściową czy babką, lecz także królową, a to oznacza, że lejce trzeba trzymać zawsze pewną ręką. I to większość „poddanych” rozumiała.
Czytaj też: Opowieść o złych i dobrych royalsach
Poczucie straty i końca epoki
Latem byłem w Londynie podczas obchodów 70-lecia panowania Królowej. Świętowano powszechnie i radośnie. Rząd i opozycja nawet nie próbowały zbić na tym jakiegoś politycznego kapitału, choć na co dzień drą koty. Politycy rozumieli, jaka jest ich rola, gdy społeczeństwo chce chwilę odpocząć od trosk i sporów.
Teraz przychodzi pora pożegnania na zawsze. Bez pretensji o takie czy inne słowo lub zachowanie, w poczuciu straty i końca epoki. Z miłością, wdzięcznością i szacunkiem ponad podziałami politycznymi i różnicami narodowościowymi, kulturowymi i konfesyjnymi. Taka jest nagroda dla tych, którzy służbę publiczną traktują poważnie.
Czytaj też: Kim jest następca brytyjskiego tronu?